Rozdział dopracowany wieczorami po pracy.
Chciałabym mieć więcej czasu i energii, ale nie chcę rezygnować z celu jaki sobie postawiłam. Lubię moją pracę, mimo, że nie pozwala mi na nić innego niż sen i jedzenie. Nie gniewajcie się, ale nie mam jak czytać innych opowiadań. Chciałabym, ale nie mam kiedy. Obiecuję, że nadrobię. Już niedługo.
*****
*Lizzie*
Dostałam padaczki
z nerwów. Stanęłyśmy obok nich i nic. Uśmiechnęli się i nic więcej. Patrzę
nerwowo na Domi. Ona za to uśmiecha się i kiwa głową, bym coś powiedziała. Od
razu zaprzeczam ruchem głowy, co nie uchodzi uwadze Marinusa.
- Masz tiki na tle nerwowym? – prycha. Mnie całą zalewa złość i gorycz
porażki. Czuję się zdeptanym karaluchem.
- A ty co? Myślisz o jakiś pierdołach, dopiero byś się wypieprzył na
skoczni. Nikt tak dawno nie wkurwił Wernera jak ty i nadal będziesz
cwaniakował? Cymbał w piżamce w pajacyki – Dominique puszcza wiązankę w stronę
Marinusa. Richard i ja stoimy jak słupy, a sam zainteresowany patrzy gniewnie
na dziewczynę. Brunetka za to pieje z zachwytu nad sobą. W duchu dziękuję jej
za te słowa. Ja nigdy bym ich nie użyła, a ona załatwiła sprawę jednym zdaniem.
Gondolka
nadjeżdża i cała nasza czwórka wsiada do niej bez słowa. Richard patrzy na
kolegę i zaczyna się żałośnie śmiać.
- Masz piżamkę w pajacyki? – zaczyna się dławić od śmiechu.
- Skąd to niby wiesz? – warczy w stronę Domi. – Od tej małej
donosicielki? Uważaj, żeby cię nie podpieprzyła u tatusia.
- Nie boj żaby! A wiem, bo wiem i nic mi nie musiała mówić. Zamknij tą japę i skup się na skokach.
Na górę wjeżdżamy
bez słowa. Wściekły Marinus wychodzi z gondolki i idzie w stronę domku. Domi
uważnie przygląda się Richiemu. Ten uśmiecha się do nas i podąża za kolegą.
- Dziękuję – odpowiadam. Nadal jestem w lekkim szoku.
- Daj spokój. Palant zasłużył sobie. Nie będzie Cię obrażał – uśmiecha
się do mnie porozumiewawczo. Chyba mogę naprawdę na nią liczyć.
- Wiesz, że nie naskarżę tacie, prawda?
- Wiem mała – czochra mnie po głowie.
***
*Marinus*
Jestem wściekły.
Nikt mnie nigdy tak nie upokorzył publicznie. Wiem, że to ta mała łajza
powiedziała o tej piżamie. Denerwuje mnie ta dziewucha. Chodzi tylko taka
osierociała i podnosi mi ciśnienie. Nienawidzę takich ludzi.
- Uspokój się bo ci żyłka pęknie – Andreas podchodzi do mnie.
- Nie wkurzaj mnie!
- Co się stało? – pyta spokojnie i po cichu.
- Nieważne – aż zdziw, że radioodbiornik Freitag niczego nie pisnął.
Siedzi w kącie i wiąże buty. – Potem – dodaję, widząc, że Wellinger nie
ustępuje.
Na dworze zaczyna
się robić naprawdę zimno. Czas przyzwyczajać swoje chude dupsko do trzaskających
mrozów. Finlandia się zbliża. Rozglądam się wokoło i widzę jak Andi tańczy
jakiś taniec szamana, Rysiek to samo. Markus ćwiczy pozycję dojazdową, a Karl
siedzi jak ostatnia sierota na schodkach i gapi się na buty. Dom wariatów.
Spoglądam za
siebie i widzę jak dziewczyny opierają się o barierkę i patrzą na krajobraz
Ga-Pa. Patrzę na młodszą i wzdrygam się. Pulchniutka, pyzata na twarzy, zza
czapki wystają jej dwa delikatne warkoczyki. Ubrana jak trzydziestoletnia
kobieta, w spódnicy i jakimś przedziwnym płaszczu w jeszcze dziwniejszym
kolorze. Brązowe kryjące rajstopy widoczne są w lekkiej szczelinie między
końcem spódnicy a czarnymi kozakami. Werner ma jakąś świadomość wyglądu jego
córki?
Wzrok przerzucam
na jej opiekunkę. Jeansy idealnie leżą na jej szczupłych nogach, kurtka wcale
jej nie poszerza, a czapka z pomponem tylko dodaje jej uroku.
- Ockniesz się wreszcie? – słyszę głos Ryśka. – Zajmuj się dalej
taksowaniem jej wzrokiem, a tylko ułatwisz nam zadanie w sprawie Olimpiady.
***
*Andreas*
Umęczony wracałem
do domu razem z moimi dwoma kompanami. Obiecałem Marinusowi, że będzie mógł
przenocować dzisiaj, a dopiero rano pojedzie do domu. Miejsca jest aż za.
Dominique wzięła Lizzie na noc do siebie, co mnie lekko zdziwiło. Nie uchodziła
za dobrodziejkę o wielkim sercu. Wręcz miałem wrażenie, że ona nienawidzi
młodej. Młodej… Prycham w myślach.
Przecież na jest starsza ode mnie!
Podjeżdżam pod
mój blok. Szturcham lekko zaspanego Ryśka na fotelu obok. Spoglądam w lusterko
tylne i widzę, że Marinus niespecjalnie kwapi się do wysiadki.
- Idźcie na górę, a ja skoczę jeszcze po piwo – oznajmiam.
- Nie będziesz się włóczył po nocy – Rysiek patrzy na mnie z troską.
Ryś i troska…
- Przejdę się – odpowiadam stanowczo. Przecież sklep jest dosłownie za
rogiem. – Idźcie i powiedzcie Sophie, że zaraz wracam – chłopaki kierują się na
górę, a ja idę w stronę spożywczaka.
Wchodząc tam
miałem wrażenie, że sprzedawczyni zje mnie wzrokiem. Młoda, zgrabna
blondynka przyglądała mi się, jakbym był
jedynym mężczyzną w okolicy. Szybko biorę dwa czteropaki i podchodzę do kasy.
- Wszystko? – pyta słodko, a mnie zaczyna mdlić.
- Tak – odpowiadam chłodno. Nie mam czasu i ochoty z nią rozmawiać.
Chcę do swojej dziewczyny. Płacę i wychodzę bez słowa.
Uskrzydlony wchodzę
na drugie piętro i kluczami otwieram drzwi wejściowe. Słyszę śmiechy w kuchni.
Chłopaki się rozluźnili najwidoczniej. Zamykam drzwi za sobą. Zdejmuję kurtkę i
buty, zakładam swoje ukochane klapki z Adidasa i wchodzę do kuchni. Sophie
obdarza mnie swoim ciepłym i kojącym uśmiechem. Kładę piwo na blacie i
podchodzę do swojej kobiety i mocno do niej przywieram. Wtulam głowę w jej
włosy i wdycham jej zapach. Czuję jej usta na swojej szyi. Lekki uśmiech
przecina moje usta.
- Jak ci minął dzień skarbie? – chwytam w dłonie jej twarz i spoglądam
w jej piękne brązowe oczy. Uśmiecha się do mnie szeroko, co już kompletnie
wytrąca mnie z równowagi. Całuję jej pełne usta z zachłannością. – Stęskniłem
się – dodaję po chwili.
- Ja też. Byłam po fartuszek w restauracji. Od jutra zaczynam –
odpowiada mi. Moja zdolna kucharka. Muskam ustami jej czoło i dopiero
chrząknięcie Ryśka przypomina mi, że nie jesteśmy sami. – Siadaj do stołu,
czekaliśmy na ciebie – całuje mnie w policzek i podchodzi do kuchenki.
Po chwili przede
mną ląduje gotowana pierś z kurczaka, z warzywami i ryżem. Jem wszystko szybko,
podobnie jak chłopcy. Sophie patrzy na mnie dumnie i uśmiecha się. Ile bym dał,
żebyśmy byli sami w mieszkaniu i bym mógł zatopić się w niej w naszej sypialni.
- Pojedli? Do salonu – wstaje i wygania nas z kuchni. Zbiera naczynia
i bierze się za mycie. W salonie rozdaję chłopakom po puszce. Siadamy na
kanapie i zaczynamy od neutralnych tematów.
- Co się dzieje – pytam Marinusa. Chłopak właściwie nic nie mówi, a
mnie już kurwica bierze.
- Nieważne – odpowiada smutno.
- Powiedz o co chodzi, durniu. Martwimy się! – dodaje Ryś. – Chodzi o
tą akcję z Domi?
- A co ona zrobiła? – dopytuję się.
- Zbeształa go w gondolce. Bo się podśmiewywał z Lizzie. Podobno śpi w
piżamie w pajacyki…
- Zamknij się paplo! Może ty nam powiesz dlaczego przyjechałeś i
zwalasz się na głowę Sophie i Andreasowi?
- Nie twoja sprawa – świetnie. Wywracam oczami. Do pokoju wchodzi Soph
i siada mi na kolanach. Oboje nie chcemy tutaj kłótni.
- Oboje, zamknąć się! – moja dziewczyna postanawia to zakończyć. – Nie
mówcie jak nie chcecie. Marinus, nie powinieneś tak się pastwić nad Lizzie. Nic
ci dziewczyna nie zrobiła i nie możesz się tak zachowywać.. Nie przystoi
mistrzowi olimpijskiemu. A ty Rysiu, obiecałeś mi rozmowę, ale nie będę
naciskać. Powiesz, jak uznasz, że już czas.
- Masz siostrę bliźniaczkę? – spytał Marinus. – Andiś wygrał los na
loterii – oboje z Ryśkiem spojrzeli na mnie z zazdrością. Chwyciłem swoją
kobietę w pasie i przyciągnąłem ją mocniej do siebie.
- Nikt mi nie musi przypominać, jakie szczęście wygrałem. Każdego dnia
się w tym utwierdzam – po tym soczysty całus ląduje na policzku mojej
narzeczonej.
***
*Richie*
Od godziny leżę w
łóżku i liczę barany. Nie mam ochoty na sen. Wręcz mam ochotę iść na jakąś
imprezę i potańczyć z kimś.
Przez okno do
pokoju wpada trochę światła przez co nie czuję się jak w ciemnicy. Dzisiaj na
widok Sophie i Andreasa coś mnie tknęło. Przypomniałem sobie od razu o swojej
samotności i tęsknocie za Caren. Brakuje mi jej. Brakuje mi każdego momentu z
nią. Brakuje mi jej dotyku, smaku jej ust, jej pięknych niebieskich oczu. Nie
sądziłem, że to jest możliwe, ale kochałem kogoś do tego stopnia, że nie mogę
się otrząsnąć.
Tyle razy
próbowałem do niej zadzwonić, ale wiem, że ona miałaby to gdzieś. Nie wiem czy
mama jej mówiła, ale gdyby zauważyła, że mnie nie ma, to mogłaby chociaż
zadzwonić. Przecież to ona zostawiła mnie bez słowa wyjaśnienia. „Nie mogę tak
dłużej. Przepraszam”… Dzwoniło mi to w uszach. Jej ton głosu. Taki beznamiętny.
Jakbyśmy się spotykali w szkole, a nie byli parą.
Obracam się na
drugi bok. Mama mówiła, że zawsze łatwiej zasnąć na lewym boku. Mama… Moja
ostoja, mur obronny, fosa. Nigdy nie pozwalała nikomu mnie skrzywdzić. Byłem
jej ukochanym małym synkiem. Szkoda, że odpowiednio wcześnie nie prześwietliła
Caren. Może faktycznie nie pozwalałem jej na to. Zawsze broniłem dostępu do
tego związku. Gdybym jej dał szansę, może ostrzegłaby mnie przed czasem.
Oszczędziła tego całego bólu rozrywającego mi serce.
Co ja pieprzę?!
Przewracam się na drugi bok. Pieprzone wyrzuty sumienia. Niedługo zacznę
przepraszać za to, że oddycham. Zamykam zmęczone powieki. Ileż energii potrafi
ze mnie wyparować na jej wspomnienie. Liczę… Jeden baran, drugi baran, trzeci
baran… Zasypiam, w końcu!
***
*Dominique*
Upewniam się, że
mała śpi i dzwonię do Wernera. Próbuję od kilku minut, ale nie odbiera. Celowo?
Wściekł się znowu o coś? Mam już pomału dość tej pieprzonej konspiracji. Ile
będę udawać jego asystentkę? Przecież nie będę za nimi jeździć jak hotka.
Dzwonię kolejny
raz. Pomału zaczyna mi się podnosić poziom wkurzenia.
- Nie mogę teraz, czego nie rozumiesz? – warczy na mnie na początek.
- Warczeć to możesz na tą czterdziestoletnią łajzę w swoim domu. Skoro
nie chcesz posłuchać o moim mało ciekawym dniu i swojej córce, to idź się
zajmij ważniejszymi rzeczami – odpowiadam i rozłączam się. Wyłączam telefon i
ciskam go gdzieś w kąt. Kładę się pod ciepłą kołdrą i próbuję zasnąć. Jestem
zdenerwowana i wiem, że to trochę potrwa. Nie mogę zrozumieć o co mu chodzi.
Mógł napisać smsa, a nie wrzeszczeć jak na robola. Jak tak to strasznie się
martwi gdzie polazłyśmy, a jak tak to gówno go obchodzi, gdzie jesteśmy.
Frajer…
Moja znajoma
mówiła, że najlepsze na zaśnięcie jest liczenie baranów. Akurat! Chyba, że
wyobrażę sobie barana z głową Wernera i Krausa. Może pomoże. Wzdrygam się.
Nieeee… Nie będę przywoływać sobie widoku tego pajaca Krausa. Jak on w ogóle
może tak naskakiwać na małą? Im więcej czasu z nią spędzam, tym bardziej jej
współczuje. Rodzice mają ją gdzieś. Żadne do niej nie zadzwoniło. Nie słyszałam
przynajmniej. Ona sama wszystkiego się boi. Ale jak ma to zmienić, jak nikt nie
chce jej tego pokazać?
Ja przecież sama
się wszystkiego nauczyłam. Fakt, dostałam lekcję życia w Hamburgu, ale nie
żałuję, że przeniosłam się do tego zadupia. Dobrze mi tutaj. Jest spokojniej.
Rodzice nigdy się mną nie przejmowali, więc od wyjazdu z miasta nie zaszczycili
mnie nawet telefonem. Ja sama przecież się nie odezwę. O co to to nie!
Jeden baran,
drugi baran, trzeci baran… Cholera….
***
*Sophie*
Poranek był
ciężki. Gdy tylko otworzyłam oczy poczułam spięcie na całym ciele. Nie pomagał
nawet kojący dotyk Andreasa. Miał przerzuconą rękę przez moją talię. Leżał na
boku, a swoimi ustami dotykał mojego ramienia. Uśmiechnęłam się lekko. Mój
Andiś…
Delikatnie
dotykam dłonią jego policzka. Lekki zarost pojawił się od wczoraj. On uważał,
że z brodą wygląda komicznie i nigdy nie pokaże się światu w czymś takim. A ja
uważałam, że to najseksowniejsza rzecz na świecie. Do tej pory mam w pamięci
jak postanowił mnie torturować i obsypywał pocałunkami mój brzuch i podbrzusze.
Przyjemne kolenie… Westchnęłam głośno. Chyba nawet za głośno, bo mój mężczyzna
poruszył powiekami. Delikatnie zsunęłam jego ramię i wstałam z łóżka. Nie
mogłam tam leżeć wiecznie.
Przyszykowałam
śniadanie. W końcu chłopaki jeszcze tu są. Marinusowi zapakowałam kanapki na
drogę. Zjedliśmy całą czwórką i razem z Marinusem i Rysiem wyszliśmy z
mieszkania. Andiś miał posprzątać. Na pożegnanie dostałam soczystego całusa i
słowa otuchy. Kocham tego mojego Wellingera.
A teraz wchodzę na miękkich nogach do restauracji.
Od wejścia wita mnie słodki zapach jedzenia. Wiem, że to jedna z lepszych
restauracji w okolicy i sama możliwość pracy tutaj to zaszczyt. Wieszam kurtkę
i idę do serca lokalu. Widzę 10 ludzi krzątających się naokoło blatów i
sprzętów kuchennych. A po chwili dociera do mnie zapach pieczonego jabłecznika.
- Sophie – manager „Avity” wita mnie szerokim uśmiechem i ściska mnie
lekko. Jest mi tu dobrze, przynajmniej na początek. – Wejdź. Pomożesz nam, co?
Musisz od czegoś zacząć – lekko pcha mnie w kierunku zmywaka. Każdy przecież
tak zaczyna. – Załoga! – mówi, po czym wszyscy odrywają się od pracy i
odwracają w jego stronę. – Poznajcie się – zaczyna przedstawiać mi wszystkich
po kolei. Ja oczywiście zapamiętuję 2/10 imion. Wiem o Erneście, szefie kuchni
i Marion, jego zastępczyni. Uśmiecham się szeroko. Mam nadzieję, że przyjmą
mnie do siebie jak swoją.
***
*Andreas*
Od rana drżę o
moją maleńką. Jej pierwszy dzień w pracy. W tak dużej i znanej restauracji.
Wiem, że da sobie świetnie radę, ale jednak się martwię. Zależy mi, żeby się
spełniała i realizowała marzenia. Od kiedy się poznaliśmy, kochała gotować.
Nigdy mi nie przeszkadzało, że ma troszkę więcej ciałka. Przecież to więcej do
kochania.
Po śniadaniu
wyszła prosto do Avity. Ja posprzątałem i usiadłem w salonie. Marinus wyszedł z
domu razem z moją dziewczyną i udał się do domu. A Ryś… Mruknął coś niewyraźnie
pod nosem i zniknął. Ja za nim nigdy nie nadążam. Soph jako jedyna potrafiła do
niego dotrzeć. Przykro mi z tego powodu, że mój najlepszy kumpel z kadry mi nie
ufa. Od jakiegoś czasu trzymaliśmy się najbliżej. Severin od kiedy został mężem
i ojcem, lekko się wycofał z życia kadry i Rysiek został sam. Od kiedy poznałem
go dobrze, to wiem, że to romantyczna i tajemnicza dusza, choć starannie to
maskuje.
Przerzucam kanały
w nowo zakupionym telewizorze. Zamówiłem go przez neta i wczoraj przyszedł. No
bo jak to tak bez okna na świat? W głowie kołacze mi się myśl, że może
powinienem iść na siłkę. Wstaję i idę do szafy. Wyciągam z niej strój i pakuję
do torby. Muszę się poruszać. Moja dziewczyna wraca dopiero o 17. Nie będę się
pasł na kanapie. Dzwonię do Ryśka.
- Tak? – odbiera prawie natychmiast.
- Idziesz ze mną na siłownię?
- Teraz?
- Tak. Bo nie masz kluczy, a nie chcę, żebyś stał przed drzwiami.
Drugi komplet ma Soph. Musimy Ci dorobić, jeśli chcesz u nas zostać trochę.
- Daj mi 10 minut – rozłącza się. Wyjmuję z lodówki batoniki
energetyczne. Jednego zjadam, a drugiego ładuję do torby. Tak samo robię z
butelką wody. W tym czasie Rysiek wpada do mieszkania zziajany. – Chwila, tylko
się spakuję – odpowiada i znika w pokoju.
Oczywiście nie
chce nam się iść z buta na drugi koniec miasta i jedziemy do siłowni moim
samochodem.
- Soph dzwoniła? – pyta mnie brunet.
- Nie. Wiem, że nie ma na to czasu.
- Wiesz... – zaczyna. Wyczuwam zwierzenia. – Myślałem nad tym co
wczoraj się działo. Jestem winien wam wyjaśnienia, dlaczego zwaliłem się wam na
głowę…
- Daj spokój – odpowiadam. Całkiem szczerze. W dupie mam to. Trzeba mu
pomóc, to pomagamy. Nie chcę, żeby się zmuszał do tłumaczenia nam sytuacji.
Przecież to musi być coś ważnego, skoro wywiało praktycznie na drugi koniec
Niemiec.
- Ale powinienem… - patrzy na mnie pytająco.
- Stary, mówię poważnie. Koniec tematu. Chyba, że potrzebujesz porady,
pomocy, to wal jak w dym. Ale nie spowiadaj się na siłę. My naprawdę nie
oceniamy.
- Ale chcieliście odpocząć, być sami…
- Ale uwierz mi, odpoczywamy. Każdy dzień bez mojej mamy to odpoczynek
– klepię go po ramieniu. Freitag się rozchmurza. Chyba już z nim lepiej.
Na siłowni
spędzamy prawie 2 godziny. Plan treningowy był dokładnie rozpisany na dni. Na
samą myśl, że to przygotowania do igrzysk, przechodziły mnie ciarki. Już raz
występowałem na olimpiadzie i chcę się załapać do niej po raz kolejny. Werner
nie będzie się sugerował niczym, poza naszą formą. Każdemu zależy na
przywiezieniu medalu. Indywidualnego i w drużynie. Najlepiej tego
najcenniejszego. Jeden już wisi w naszym mieszkaniu, zaraz nad kominkiem.
Idealnie miejsce dla niego. Za każdym razem jak na niego spoglądam, mam ciarki.
Piękny dzień. Mistrz olimpijski…
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńJej wiele się działo.
Marinus obrażony na cały świat.
Widać że nie cierpi córki trenera.
Richi i jego problemy.
Biedulek chyba musi się wygadać.
Może pogada z Wellingerem
Oczywiście u Sophie i Andreasa bez zmian miłość kwitnie
Czekam na kolejny.
Buziaki ;*
Nie będzie słodko-pierdząco ;P Rysiu może się ogarnie, a Marinus to ciężki typ człowieka :P
UsuńBuziole :*