Jeśli macie ochotę zagłosować na to opowiadanie, zapraszam :))
*****
*Dominique*
Od wczoraj mam
wyłączony telefon. Siedzimy z Lizzie u mnie w mieszkaniu i obżeramy się
chipsami. Próbuję jej wytłumaczyć, że szkoda czasu na tego pajaca Krausa.
Przecież to to się nigdy nie zmieni, a szkoda dziewczyny. Polubiłam ją. Mogłaby
być moją młodsza siostrą.
- Nie chciałabyś zostać tutaj kilka dni dłużej? – wypalam. Młoda
patrzy na mnie jak na zjawę. O mało nie zakrztusiła się kakaem.
- Dlaczego? – pyta mnie przerażona. Słowo daję, czy ta dziewczyna
kiedykolwiek przestanie się wszystkiego bać?
- Pomieszkasz ze mną, odpoczniesz, nabierzesz dystansu. Chłopaki
wyjadą, ojciec też. Zostaniemy praktycznie tylko my i Sophie.
- Mam szkołę…. – wykręca się. Teraz jej wzrok skupił się na różowych
frotowych skarpetkach. Owszem, są ciepłe. Sama mam takie. Właściwie to grzeją
jak cholera, ale żeby były aż tak interesujące?
- Nie chcesz bo szkoła, czy nie chcesz bo się boisz zmian? – pytam.
Wiem, że zaraz się przestraszy do końca. Patrzy na mnie jak małe źrebiątko.
- Jedno i drugie – duka. Wywracam oczami. Spokojnie Neuer, tylko
spokojnie.
- Chcesz zmian, czy już do końca życia będziesz taką mimozą. No mała,
wiem, że potrafisz! Pokażmy temu burakowi Krausowi, że jest palantem!
- Nie powinno się tak robić… - doprawdy. Jak prawdziwa zakonnica.
- A on miał prawo cię obrażać? Gówno miał, a nie prawo! – już mi
wszystko jedno. Krzyczę bo lubię. – Jesteś więcej warta niż większość dziewczyn
które spotykasz na swojej drodze. Mądra, dobra, rozważna. Uwierz w siebie. I
kilka kilogramów więcej niczego nie zmienia – uśmiecham się. Przecież chcę jej
pomóc.
- Może masz rację… - odpowiada po dłuższej chwili. Bingo Neuer! –
Wrócę do domu, bo szkoła, ale postaram się trochę nad sobą popracować – uśmiech
na jej twarzy zaczyna się poszerzać. Będą z niej ludzie.
Rozmowę przerywa
nam dzwonek do drzwi. Wstaję i udaję się do wejścia. Wiem chyba kto to, sądząc
po intensywności i mruczeniu przekleństw pod nosem.
- Czego chcesz? – nawet nie patrzę przez wizjer kto to.
- Zabieram Lizzie do domu – warczy na mnie. Wywracam oczami i
przymykam mocniej drzwi. Co on myśli, że trafił na słabeusza?
- Lizzie zostaje! Ile będziecie jej jeszcze robić pranie z mózgu? –
rozmawiam z moim Wernim jak z kimś obcym. Patrzymy na siebie wkurwieni. Nie ma
zmiłuj od teraz.
- Domi – słyszę jej cichutki głosik za sobą. – Pojadę z nim. Obie
wiemy, że to nic nie da – widząc jej minę i odwracając się z powrotem do
Wernera wiem to samo. – Spakuję się i jedziemy – odpowiada dziewczyna i wręcz
wbiega do pokoju gościnnego.
Wpuszczam go bez
słowa do środka. Werner od razu udaje się do salonu. Przecież zna to mieszkanie
jak własny dom. Idę za nim i przymykam za sobą drzwi.
- Czemu wyłączyłaś telefon? – warczy tuż przy moich ustach. Wpija się
w nie gwałtownie. Po raz pierwszy czuję się nieswojo i lekko go odpycham.
- Bo mnie zdenerwowałeś – odpowiadam. Nie mam ochoty z nim rozmawiać.
Jestem na niego zwyczajnie wkurwiona.
- To nie jest powód.
- Jeśli chciałeś porozmawiać z córką, to uświadamiam cię, jakbyś nie
wiedział, że i ona posiada coś takiego jak aparat telefoniczny i może z niego
telefonować, jak i odbierać telefony.
- Nie baw się ze mną… - chwyta mnie za ramię. Widzę jednak, że jego
usta przeszywa uśmiech, który tak mocno stara się ukryć. Wraca do mnie, uff!
- Tato? – słyszymy głos Lizzie z korytarza. Odskakuję od niego i
podchodzę do okna. Nie chcę, żeby nas zobaczyła. I tak już czuję się podle.
- W salonie – odpowiada spokojnie. Widzę, że ciężko oddycha. Nasze
kontakty zazwyczaj są bliskie i intensywne. Jakbyśmy chcieli nadrobić czas
stracony osobno.
- Zbieramy się – brunetka wchodzi do pomieszczenia. Patrzę na nią i
widzę, że czuje się pewniej. Jakby coś do niej dotarło. Podchodzę do tej małej
mimozy i mocno ją przytulam, czym zaskakuję siebie, Wernera i ją. Chyba nie
spodziewała się takiego ataku troski i nie wie za bardzo co zrobić.
- Jakbyś chciała mnie odwiedzić na jeden lub kilka dni to daj znać –
dodaję. Prowadzę ich wąskim, jasnym korytarzem do wyjścia.
- Dziękuję za wszystko. Do zobaczenia – odpowiada i wychodzi. Werner
puszcza mi oczko i idzie za swoją córką. Chyba w końcu zrobiłam jakiś dobry uczynek.
I chyba mnie ktoś w końcu polubił za to kim jestem, a nie za długie i szczupłe
nogi.
***
*Richie*
Kompletna cisza w
drodze powrotnej z siłowni mnie wykańcza. Andiś jest jakiś nieobecny. Nie wiem
co się stało, ale wyszedł na moment do toalety i wrócił maksymalnie wkurwiony.
- O co chodzi? – pytam w końcu. Ten zdaje się mnie nie słyszeć albo
perfidnie mnie ignoruje. – Andiś, no…
- NIE MÓW DO MNIE ANDIŚ! – krzyczy. – Nie mam 12 lat. Do cholery
ciężkiej – dodaje odrobinę spokojniej. A mnie aż moje kudły dęba stanęły.
Patrzę na niego i nie wierzę, że to ten sam człowiek, który zagłaskałby swoją
dziewczynę na śmierć.
- Przepraszam – mruczę pod nosem i odwracam się w drugą stronę.
- Moja była tu jest… – odpowiada po dłuższej chwili.
- Była? – to on kogoś miał przed Soph? Chyba w przedszkolu.
- Była.
- Ale jak była?
- No kurwa była! Czego nie rozumiesz? – może czasem powinienem się
zamknąć.
- Przecież od kiedy pamiętam, to jesteś z Soph.
- To było może 3 miesiące przed poznaniem Sophie. Chodziła do mojego
gimnazjum i nie chciała mi odpuścić. Pochodziłem z nią trochę, ale nie
wytrzymałem długo. Rozstaliśmy się. I przylazła ze mną na ten festyn.
- Ten na którym zobaczyłeś Soph… - coraz bardziej boję się co będzie
dalej.
- Zobaczyłem moją śliczną dziewczynkę z warkoczykami i wymiękłem. Było
mi w sumie na rękę podrywanie Soph, bo tamta się odczepiła. Wiesz, wygrałem i
tu i tu – zaparkowaliśmy pod blokiem.
- Dokończ – poprosiłem. Musiałem się utwierdzić w przekonaniu, że
dobrze myślę.
- Ona teraz mnie znalazła i powiedziała, że powie Sophie, że umówiłem
się z nią na złość jej.
- A co to zmieni? – chora dziewucha.
- Nie wiem. Martwię się o to co pomyśli Sophie. Przecież to tak nie
było… - pierwszy raz widziałem go
załamanego. Pierwszy raz. Oparł się ramionami na kierownicy i płakał. – Nie
chcę wiedzieć, co by się wydarzyło gdybym ją stracił. Ona jest dla mnie
wszystkim, rozumiesz? – zakuło mnie serce. Wiem, że Sophie go nie zostawi. To
nie ten typ dziewczyny. Od razu przed oczami staje mi obraz Caren i jej
pożegnania ze mną. Doskonale rozumiem jego obawy. Utrata ukochanej osoby to
katorga.
- Nie martw się. Tamta nic nie powie. Spokojnie – mówię powoli.
Przecież wiem, że mam rację.
- Sam nie wiem…
- Zaufaj mi. Przecież jesteś moim przyjacielem, nie kłamałbym – może
lepiej, że nie znają powodu mojego przyjazdu. Dmuchali by na mnie jak na jajko.
Nie ma mowy!
- Stawiam ci porządnego sznycla! Dzięki – przybijamy piątkę.
Zdecydowanie potrzebowałem takiego przyjaciela.
***
*Sophie*
Padnięta
opuszczam restaurację. Jest po 17, ledwo żyję, a jutro mam pracować do 21. Sama
tego chciałaś Keller, sama! Daję sobie lekkiego klapsa w policzek i udaję się w
stronę domu. Obiecałam Andreasowi, że nie będę się szlajać po Ga-Pa sama
wieczorami, ale jest tak ślicznie, że spacer dobrze mi zrobi.
Zakładam
słuchawki na uszy i wędruję bocznymi uliczkami do swojego mieszkanka. Cały czas
myślę o Ryśku i powodzie, dla którego się tutaj znalazł. Nie chcę naciskać, bo
to bez sensu. On musi czuć wsparcie. Nie wiem tylko czy to kwestia braku
zaufania, czy zwyczajnie jeszcze nie jest gotów.
Jestem dwie ulice
od domu, gdy widzę jak jakaś okapturzona postać idzie za mną. Nie wiem jak
długo, ale zauważyłam ją może z minutę temu. Wzdrygam się lekko. Przyspieszam
lekko, bo wiem ze na dłuższą metę to nie podziała. Kondycję mam tragiczną.
Prawie pod blokiem udaje mi się zgubić tą osobę. Wbiegam na drugie piętro i
szybko otwieram drzwi do mieszkania. Zatrzaskuję je za sobą nerwowo. Oddech mam
płytki i przyspieszony. W progu kuchni wyłania się Andreas. Podchodzę
pośpiesznie do niego i mocno się w niego wtulam.
- Co się stało? – pyta zmartwiony. Całuje moją głowę i mocno przytula
do siebie. Czuję jak swoją dłonią próbuje mnie uspokoić. – Kochanie wszystko
dobrze, jestem przy tobie – słyszę jego czuły, spokojny głos.
- Ktoś mnie śledził… - wiem, że brzmię żałośnie. Większość już dawno
wybuchłaby śmiechem. Kto w Ga-Pa chciałby śledzić taką niedojdę?
- Kto? – odrywa się od moich włosów i patrzy mi prosto w oczy.
- Nie wiem. Miał kaptur i był dość wysoki.
- Facet?
- Nie wiem. Skupiłam się na uciekaniu.
- Już nigdzie nie idziesz sama – znowu mnie do siebie przytula. –
Umarłbym jakby Ci się coś stało – dodaje szeptem. Czuję się bezpieczna. - Weź
prysznic, a ja zrobię ci coś do jedzenie, co? – całuje mnie w czoło i obdarza
szerokim uśmiechem. Nie umiem tego zignorować.
Biorę szybki i
gorący prysznic i po chwili zmierzam do salonu. Ubrana w krótkie spodenki i
koszulkę Andiego, czuję się najlepiej. I nawet Ryś mi nie przeszkadza.
- Jak tak dalej pójdzie to Werner nas zabije. Utuczycie się! – siadam
u mojego narzeczonego na kolanach i przytulam się do jego klatki piersiowej. Czuję
jak obejmuje mnie ręką w pasie.
- Długo tak potraficie? – słyszę chichot Freitaga. Oboje patrzymy na
niego pytająco. – No miziać się. Niedługo zaczniecie się pieprzyć w mojej
obecności – uśmiecha się cwanie. Ode mnie dostaje poduszką, a Andi zaczyna
chichotać razem z nim.
- Darmowe porno, co? – odzywa się Andi. Wywracam oczami na ten tekst.
Patrzę na niego z politowaniem. – No co?
- Czasem się zastanawiam, co ja w tobie widzę…
- Nie zaczynaj – mruczy mi do ucha. Jego ręka zaczyna zjeżdżać w
okolice moich pośladków. Przygryzam nerwowo wargę. Właściwie mam na to ochotę,
więc pozwalam mu kontynuować.
- Czego? – siadam na nim okrakiem.
- Ty żartowałeś z tym porno, nie?! – Rysiek odzywa się głośno. –
Wiecie co? Idę do siebie. Nie chcę oglądać Andisia w akcji – dodaje i znika w
drugim pokoju. Jakoś specjalnie mnie to nie interesuje w tym momencie.
Ręce Andreasa
zaczynają wędrować pod moją koszulkę. Wiem, że ułatwiłam mu zadanie, nie
zakładając bielizny pod spód, ale nic na to nie poradzę!
- Chodź do sypialni – mruczy mi do ucha, po czym obsypuje delikatnymi pocałunkami moją szyję.
Bez słowa wstaję. Chwytam jego dłoń i podążam za swoim mężczyzną.
***
*Dominique*
Pierwszy cichy i
spokojny wieczór od kilku dni. Właściwie brakuje mi Liz, bo towarzystwo to
dobra rzecz, biorąc pod uwagę, że większość wieczorów spędzam sama. Nie
specjalnie chciało mi się dzwonić po Wernera. Jakoś nie mam nastroju.
Zaglądam do
swojej lodówki i jestem przerażona tym widokiem. Zupełna pustka. Nawet masła
nie ma. Wywracam oczami. Gościa chciałaś mieć przecież inteligencie. Podejmuję
męską decyzję. Ubieram się i postanawiam poprosić o pomoc moich sąsiadów.
Schodzę na dół i dzwonię. Owszem, jest po dwudziestej, ale chyba nie śpią już…
Pomału zaczynam
wątpić w powodzenie tego genialnego planu i odwracam się. Chcę iść na górę, gdy
drzwi się otwierają. Uśmiecham się szeroko.
- Sophie, ratuj! Ja… - zamieram w miejscu. Przede mną nie stoi Sophie,
tylko rozebrany, do połowy Richard Freitag, w potarganym włosie, nieogolony,
bosy… Ogólnie zrobiło mi się gorąco. – Richard, tak?
- Rysiek – uśmiechnął się. – Stało się coś? Może ciebie też ktoś gonił
po mieście? – co on bredzi? Nałykał się czegoś?
- Nieeee… W zasadzie, ja dopiero chcę wyjść. Mój samochód jest w
warsztacie i będzie dopiero pojutrze i chciałam zapytać, czy mogłabym pożyczyć
samochód Andreasa, ale chyba go nie ma – tłumaczę nieudolnie. Staram się,
owszem. Staram się jak mogę, ale on ma tak idealnie zrobiony przód, że to w
ogóle w głowie mi się nie mieści. – Wszyscy takie macie? – wyrywa mi się. No
prawdziwa idiotka! Na czole sobie napiszę. Mistrzyni niezawodnych pytań.
- Mięśnie? – Rysiek prawie dławi się od śmiechu. Chyba moja mina jest
powalająca. – Tak – i zapada taka niezręczna cisza. – Andreas jest dość zajęty
– kiedy to mówi, udaje nam się słyszeć jęki w ich mieszkaniu. Nie mogę się
powstrzymać i wybucham śmiechem.
- Rozumiem. Sprawa wagi państwowej.
- Ale mogę ci pożyczyć mój samochód. Albo mogę jechać z tobą, jeśli ci
to nie przeszkadza. Chętnie stąd wyjdę. Czuję się dziwnie wiedząc co oni tam
robią – puszcza mi oczko. Ja już totalnie zamieram. W sumie nie głupi pomysł.
- Ile czasu potrzebujesz? Market jest czynny do 21:30.
- 5 minut. Wejdź – wpuszcza mnie do Wellingerolandii.
Zaprasza mnie do salonu, a sam znika w pokoju.
Właściwie nigdy tu nie byłam. Moje mieszkanie jest dużo mniejsze, ale chyba
przez to, że mieszkam na poddaszu. Rozpinam kurtkę. Siadam na sofie, która po
chwili okazuje się mega wygodna. Podskakuję kilka razy w miejscu, by poczuć
dobrą amortyzację.
- Sam testowałem ją w ten sam sposób – chichocze. Spoglądam na niego.
Ubrany i ogolony?! Kiedy on to zrobił? – Mam maszynkę elektryczną – dodaje
widząc mój skołowany wzrok. Szkoda. W brodzie był seksowniejszy.
- Idziemy? – upewniam się. Narzucamy na siebie kurtki. Rysiek grzebie
w jakiejś dziwacznej skrzynce i wyciąga z niej klucze.
- Jest obrzydliwa, wiem. Ja bym takiej nie kupił – oboje zgadzamy się
w tej kwestii. No go wybaczcie, ale skrzynka na klucze w kształcie robaka to
przesada.
Wsiadam do jego
Audi, na siedzenie pasażera. Oni wszyscy mają takie same samochody?
- Sponsor – pan szybkoogolony odpowiada na moje pytanie. On mi czyta
w myślach? Co to za koleś?
- Myślałeś nad przebranżowieniem? Na przewidywaniu wypadków albo
katastrof lotniczych zarobiłbyś więcej.
- Dobrze mi tu gdzie jestem – uśmiecha się delikatnie. Pierun jasny,
ma dołeczki! O czym ty do cholery myślisz Neuer? Mało ci Schustera? Ocknij się.
Parkujemy pod
miejscowym marketem o 20:59. Mamy jeszcze chwilę. Wbiegamy do sklepu z
koszykami i ładujemy żarcie. Dobrze mi tak. Tak beztrosko. Nie żałuję, że
poszłam po te samochód. Freitag wydaje się tak mało skomplikowany. Sympatyczny
frajerek. Po zakupach wracamy do samochodu.
- Wiesz? – oho! Zaraz się zacznie. – Źle cię oceniłem.
- Nie ty jeden – chyba zaczyna mi przeszkadzać to wszystko. Ileż można
uchodzić za panią z trasy?
- Ubiór nie świadczy o człowieku… - jak on ostrożnie waży słowa. Już
mnie obraził dwa razy. Naprawdę sądzi, że jak powie to delikatniej, to nie
zrozumiem aluzji?
- Wiem, jak jestem postrzegana. Ale nie przeszkadza mi to. Znam swoje
atuty i dlaczego mam z nich nie korzystać? To jak jakbyś miał predyspozycje do
skakania, ale nikt ci tego nie powiedział. Robiłbyś coś wbrew sobie, a z takich
rzeczy trzeba korzystać. No, w przybliżeniu… - trochę to zabrzmiało jakbym była
malarką, a nie szczupłą i wysoką dziewczyną.
- Co powiesz na piwo? W ramach podziękowania i rekompensaty? –
propozycja nie do odrzucenia. Uśmiecham się. Ale zaraz… Podziękowania?
- Za co mi chcesz dziękować?
- Wyciągnęłaś mnie z mieszkania.
- Przecież wychodzisz na zewnątrz. Widziałam was z Andreasem.
- Nie o to chodzi… - od razu pochmurnieje. Coś jest nie tak. Coś się
wydarzyło.
- Nie chcesz o tym gadać? – spogląda na mnie i w tym jednym spojrzeniu
jest wszystko. Ból, żal, tęsknota, prawda, rozgoryczenie, złość, miłość... Ten człowiek
jest bardziej poraniony niż Lizzie. Parkujemy pod domem. – Chodź. Wypijemy piwo
i nie będziemy poruszać niewygodnych tematów.
- Dziękuję – jego uśmiech jest taki szczery. To chyba najszczerszy
człowiek jakiego poznałam.
*****
Tak na zakończenie wakacji :)
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały.
Miłość kwitnie w dość widoczne sposób między Andim a Sophie.
Mam nadzieję że była Andreasa tego nie zniszczy.
Uuuu czyżby Rysiu i Dominique coś połączyło.
Czekam na kolejny.
Buziaki :*
Witam witam! :*
UsuńDziękuję bardzo :) Wydarzy się i to duuużo :D
Buziaki :*
zdecydowanie udane zakończenie wakacji :) miało być jak człowiek, pod rozdziałem, i będzie! ;)
OdpowiedzUsuńTy wiesz jaka była moja reakcja i wiesz, że ciężko było wstać do pracy :P dziękuję stokrotnie :P xD
dobra będzie od najlepszego, czyli od końca :P czekam na to ich piwo xD Ryszard w negliżu, bosy.... i do tego jeszcze potargany? nieogolony i czytający w myślach xD jak po takim widoku normalnie żyć xD nie dziwię się Domi, że odebrało jej mowę xD ta dziewczyna coraz bardziej zyskuje w moich oczach i niech mi ktoś ją jeszcze oceni tylko po wyglądzie, to uduszę :P kurde chcę ich razem, #jużteraznatychmiast xD mam nadzieję, że Domi szybko zmieni Werniego na młodszy model :P bo ten biedak Ryś potrzebuje ktoś kto go wyciągnie z dołka... oni mi tu wyrastają na parę numer jeden :P i na bok schodzą amory Andisia i Soph ;)
co to za prześladowca Sophie? czyżby była Andiego? niech się biedaczek nie martwi o nic, bo Sophi go kocha jak szalona i nie wiem co by się musiało stać żeby to się zmieniło :)
Werner nie trzymaj Lizzie pod kloszem, ogarnięta z niej dziewczyna da sobie radę :) nawet z pajacem Krausem xD i jakie przyjaciółki z Domi, kto by się spodziewał ;)
koniec wywodów ;)
aleeeee jeeeeeszczeeeee więcej więcej Rysia i Domi poproszę xD
buźka :*
M.
Ekhm.... :P Obietnica jak najbardziej dotrzymana :P
UsuńAleż proszę bardzo :P #potarganyryś #spiewającyprzystojnyjestemwgłowie :P
Wywody super! Lubię je :D Serio! I nie tylko tutaj :P
:*:*
#przystojnyjestemitrudnomiztymboniespokojnymamżyciarytm xD
Usuń