Przyjechaliśmy. W
końcu. Sophie wysiadła z samochodu i zaczęła rozprostowywać nogi. Podróż z
Weissbach nie trwała nie wiadomo ile, ale od tygodnia jesteśmy na nogach, w
gotowości i pakujemy się, na zmianę z końcem remontu.
- Wiesz... – zaczęła swoim cudownym głosikiem.
- Tak skarbie?
- Lubię jak tak do mnie mówisz – uśmiecha się ciepło. Kocham jej
uśmiech. Po moim ciele rozlewa się fala gorąca i chyba ulgi. – Kocham to
miejsce od pierwszego wejrzenia.
- Będzie nam tu dobrze – podbiegłem do niej i namiętnie pocałowałem. –
Kocham Cię. A fakt, że niedługo zostaniesz moją żoną jest najcudowniejszą
świadomością na świecie.
- Andi – chwyciła moją twarz w dłonie. Spojrzała intensywnie w moje
oczy. – Chodźmy. Uporamy się z tym i będę się mogła tobą zająć jak należy –
zamrugała charakterystycznie brwiami. Kpiący uśmieszek zagościł na mojej
twarzy. Wiedziałem, co ma na myśli. Dokładnie to samo co ja.
Mieszkanie nie było
jakieś ogromne. 3 pokoje, salon, kuchnia, łazienka i przedpokój. Praktycznie
samo centrum Garmisch-Partenkirchen. Z naszej sypialni rozpościerał się widok
na Gross Olympiaschanze. Sophie uparła się, że chce mieć taki widok z łóżka i
nie śmiałem zaprotestować. Moja mała, śliczna, urocza dziewczynka.
Ogarnięcie tego
bałaganu z grubsza zajęło nam cały dzień. Wieczorem rozpaliłem w kominku i
poprosiłem Soph by usiadła ze mną na sofie. Telewizora jeszcze nie mieliśmy, bo
zwyczajnie zapomniałem się za nim rozejrzeć. Sophie stwierdziła, że na razie i
tak jest mnóstwo roboty z porządkami, że tylko denerwowałbym ją oglądaniem
meczów czy innych rzeczy.
- Twoja mama jeszcze nie dzwoniła? – usiadła plecami do mnie, bym mógł
objąć ją ramionami.
- Nie – ucałowałem czubek jej głowy. – Obiecała się nie wtrącać.
- Już to widzę... – westchnęła.
- Przecież Cię lubi... – w odpowiedzi usłyszałem jej ciche
parsknięcie. Owszem, mama była nadgorliwa, ale to z troski. W końcu jedyny,
najmłodszy i ostatni z jej gromadki zdecydowałem się odfrunąć z gniazda. Musnąłem
ustami jej kark.
- Lubi, ale ma mi za złe, że Cię wyrwałam z domu...
- Musi się z tym pogodzić. Z tobą chcę tworzyć dom. I chcę go tworzyć
tutaj – dałem jej do zrozumienia, że niczego nie potrzebuję bardziej niż jej. Przecież
to oczywista oczywistość.
- Z jakiej bajki się urwałeś? – zachichotała nerwowo. Spojrzałem na
jej twarz i zobaczyłem zaszklone od łez oczy. – Nie płacz. Będzie dobrze.
- Nie płaczę ze smutku kretynie. Tylko mam wrażenie, że na Ciebie nie
zasługuję – denerwowała mnie takimi tekstami.
- To ja nie zasługuję na Ciebie. Uwierz mi, że żadna dotąd kobieta,
nie wywołała we mnie tylu emocji i takich pokładów miłości. Nie zostawię Cię.
Nie masz się co łudzić. Chcesz iść do łóżka? – musiałem zmienić temat.
- Tak! – poczułem jak jej ciało przeszedł dreszcz.
- Nie w takim sensie – wymruczałem do jej ucha. Wiem doskonale, jak na
to reaguje. Przygryzłem płatek i usłyszałem cichy jęk. – Ale jeśli masz
ochotę... – chwile później po omacku dotarliśmy do naszej nowej sypialni, nie
mogąc lub jak kto woli nie chcąc oderwać od siebie swoich spragnionych ust.
***
*Richie*
Kilkadziesiąt
minut na mrozie pomogło. Wracałem do domu całkiem spokojny, a pokryte wodą
oczy, mogłem doskonale uzasadnić mamie trzaskającym mrozem.
- Mamo, wyprowadzam się – oznajmiłem z wejścia. Mama patrzyła na mnie
jak na zjawę.
- Dobrze się czujesz? Coś się stało? – tryb nadopiekuńczej mamusi
włączył się automatycznie.
- Nie. Chcę w końcu zacząć żyć.
- A Caren? – po co o niej wspomina? Może powinienem powiedzieć jej
prawdę?
- Istnieje Internet, telefony. Z resztą. Będę miał pretekst, żeby
Ciebie odwiedzać – doskonale zdawałem sobie sprawę, że ten argument wszystko
załatwi. Od razu się rozweseliła i zaczynała poważnie rozważać mój pomysł.
- Synku... – czekałem na słowotok i miliard argumentów, że źle robię.
– Może to jedyna droga? Masz 26 lat, czas na osiągnięcie jakiegokolwiek poziomu
zaradności – lekko zaskoczony wybałuszyłem oczy. Zupełnie jak nie mama.
- Cieszę się, że tak na to patrzysz – nie kryłem swojej radości.
Chociaż jedna osoba mnie wspiera.
- Masz coś na oku?
- Zastanawiam się nad paroma opcjami. Idę podzwonić – oznajmiłem i
uciekłem do swojego pokoju. Spojrzałem na zegar stojący na biurku, które
pamiętało jeszcze jak dostawałem manto w podstawówce za fatalne oceny i z
zakrwawioną szczęką, gdy wracałem do domu po bójce. Piękne, beztroskie czasy.
Spróbowałem.
Jeden sygnał, drugi, trzeci... 10 sekund później zaczynałem się denerwować. Bo
była 22, a Andreas nie odbierał. Spróbowałem po raz kolejny, ale na nic.
Najwidoczniej był czymś bardzo zajęty.
***
*Dominique*
Psia mać! Że też
dzisiaj nawalił mi samochód. 5 km od mieszkania. Wywróciłam oczami i oparłam
się o zagłówek. Nie znoszę takich chorych sytuacji. Śnieg pada na dworze jak
oszalały i bateria zaraz mi padnie. W dodatku zimniej tu niż w zamrażarce.
Widocznie nie obejdzie się bez odmrożenia palców. Wybrałam ostatni numer na
jaki dzwoniłam. Oczywiste, że wiedziałam do kogo.
- Tak? – odebrał po trzech sygnałach.
- Pomóż mi! Utknęłam na zadupiu przed Ga-Pa. Brakło mi benzyny czy
coś.
- W którym miejscu? – spytał rzeczowo. Domyśliłam się, że właśnie
zainteresowała się telefonem.
- Jakieś 5 kilosów. Jest? – zmieniłam temat.
- Tak.
- Przyślesz kogoś?
- Oczywiście. Nie pozwolę Ci zamarznąć.
- A sam nie możesz? – próbowałam skusić go słodkim głosikiem. - Bateria
mi zaraz padnie.
- Nie. I Twoje rozlezienie jest rozczulające.
- Ej!
- Zadzwoń jak będziesz w mieszkaniu. Zaraz Ci coś zorganizuję.
- Tęsknię... – wyszeptałam. W zasadzie nie wiem po co.
- Ja też. Dobranoc – widziałam ten delikatny uśmiech przecinający jego
twarz w swojej wyobraźni. Tak dobrze go znałam. Tak kochałam. Mężczyzna mojego
życia. Choć zajęty i dwa razy starszy...
***
*Sophie*
Telefon Andiego
dzwonił jak oszalały od kilkunastu minut. Sam zainteresowany dyszał na mojej
klatce piersiowej i oboje próbowaliśmy się uspokoić. Za każdym razem było
lepiej. Zdecydowanie facet ideał.
- Odbierzesz w końcu? – spytałam lekko zniecierpliwiona. Spojrzał na
mnie tymi swoimi dużymi niebieskimi oczami i pocałował mnie czule.
- Tak? – usiadł na mnie okrakiem. Spoglądałam na jego skupioną twarz i
przygryzałam wargę. Zdecydowanie był zbyt seksowny. Dotknęłam opuszkami palców
jego gładkiej skóry na brzuchu i kreśliłam nimi przeróżne kształty, wywołując
piękny uśmiech na twarzy mojego mężczyzny. – Teraz? Oszalałeś? – pisnął. Czułam
kłopoty. Zsiadł ze mnie i położył się obok, opierając o zagłówek i przeczesując
swoje idealnie proste włosy. – Daj mi 20 minut – spojrzał mi przepraszająco w
oczy. – Ale mam warunek. Powiesz mi o co chodzi z tą laską. – Dziewczyna? Jaka
znowu dziewucha? Kto do cholery ma czelność dzwonić o tej porze i przerywać nam
to co nam przerwano?!
- Kto to? – nie czekałam nawet momentu, gdy rzucił swoim telefonem na
szafeczkę nocną. Przylgnęłam do jego klatki piersiowej.
- Werner. Chce, żebym jego znajomą dotransportował do mieszkania, bo
padł jej samochód 5 km przed Ga-Pa.
- Czemu Ty?
- Bo wie, że się przeprowadziliśmy.
- Jadę z Tobą! – oświadczyłam.
- Nie. Jeszcze Ci się coś stanie.
- Andreas! Prędzej zwariuję, że nie ma Cię ze mną, niż coś mi się
stanie.
- Przyznaj, że jesteś zazdrosna – uśmiechnął się cwanie. Znał mnie
zbyt dobrze.
- Troszeczkę – zmieszałam się. – Ale to z troski – podkreśliłam na
obronę.
- Ubieraj się – klepnął mnie po tyłku i wstał. Owszem, przeparadował
przede mną nago pół metra, ale nie widziałam w tym nic złego. Szczególnie, że
nie takie rzeczy wyprawialiśmy podczas 4 lat naszego związku.
***
*Dominique*
Owszem
zamarzałam. Było jakieś -5°C, ale pizgało jakby było przynajmniej -20°C. Przez
nie do końca szczelne okna do środka wpadał śnieg co potęgowało doznania.
Siedziałam w swoim złomie i pocierałam dłońmi o siebie w obawie, że nie chciałam
tu zostać na wieki. Chwilę potem zobaczyłam światła samochodu. Dwójka osób
wysiadła z czarnego Audi i podeszła do mojego wraka.
- Domi? – męski głos dał mi do zrozumienia, że są od Wernera.
- A Ty kto? – miło go powitałam. Nie ma co.
- Andreas. Werner powiedział, że potrzebujesz pomocy.
- Tak, inaczej zamienię się w dość kształtną bryłę lodu.
- Wysiadaj! – warknął. Zabrałam swoje wcześniej przygotowane rzeczy i
wyściubiłam nos z całkiem ciepłego miejsca.
- Po co tak ostro? – prychnęłam. Przystojny cham. Tak go określiłam.
Ale gęba była znajoma. Spojrzałam na jego towarzyszkę. Średniego wzrostu i o
lekkich krągłościach dziewczyna przyglądała mi się uważnie. Gdybym nie
zauważyła błyszczącego się od zimna pierścionka na jej palcu, nie zrozumiałabym
jej złowrogich intencji. - Twoja narzeczona? – spytałam grzecznie.
- Tak – spojrzał na mnie zaskoczony. Chyba nie sądził, że ktoś
dostrzeże to tak szybko. - Masz wszystko? – upewniał się.
- Przerwałam wam seks czy jak? – oboje poczerwienieli wyjątkowo szybko
jak na minusową temperaturę. – Przepraszam. Następnym razem poproszę samochód,
by zepsuł się pod blokiem.
- Gdzie mieszkasz? – spytał, gdy już usadowiliśmy się w środku
samochodu.
- Alpenstraße 12.
- Zabawne – prychnęła jego towarzyszka. – Przynajmniej pod sam dom.
- Też tam mieszkacie?! – zdziwiłam się. – A to wy! Wy jesteście tymi
gówniarzami, co się wprowadzają?
- Gówniarzami? – chłopak uniósł brew.
- Tak mi mówiła sąsiadka z parteru.
- Mieszkasz nad nami?
- Dokładnie – odparłam. Ale miałam wrażenie, że żadne z nich nie chce
rozmawiać. – Jestem Dominique Neuer. – odparłam od niechcenia.
- Andreas Wellinger – usłyszałam warknięcie Niemca po dłuższej chwili.
- A ja Sophie Keller – dziewczyna była dużo milsza. Chyba nawet
mogłabym się z nią zakolegować.
- Przepraszam was. Obiecuję nie przerywać wam więcej seksu – nie
usłyszałam odpowiedzi, więc uznałam, że przeprosiny przyjęte. Zdążyłam
naskrobać Wernerowi wiadomość, że żyję i Andreas i Sophie mnie transportują do
mieszkania. I że mieszkają piętro pode mną.
***
*Richie*
Godzina 1 w nocy,
a Andreas nawet nie oddzwonił. Zaczynałem się martwić. Owszem, czasem zdarzały
mu się podobne akcje, ale bez przesady. Normalnie nie wypuszcza z rąk swojego
iPhone’a. Złośliwość losu.
Wzdycham po raz
kolejny. Już mnie dupsko boli od tego leżenia. Na szczęście mama dała mi
spokój. Godzinę temu tata wrócił z miasta. Swoją drogą co on robi tak długo?
Muszę z nim pogadać, tak po męsku. Jak na filmach widuję. Filmy….
Znowu wzdycham. Z
Caren oglądaliśmy miliardy filmów. Wzdrygam się. Muszę się od niej uwolnić. Nie
pozwolę, by zatruło mi to życie. Przecież bez kobiet da się żyć. Podobno.
Spoglądam na
wyświetlacz Xperii i widzę 1:24. Dalej leżę, myślę, gapię się w sufit. Moje życie właściwie jest do dupy. Samotny,
wiecznie drugi, bez jakiejś wybitnej aparycji, upominany za zbytnie
wychudzenie. Ale przecież jem normalnie! Co to w ogóle za teksty?
Dzwonię kolejny
raz. Trudno. Najwyżej mnie zabije i poćwiartuje. Przynajmniej będę wiedział, że
żyje. Odbiera….
- Czy Ty do reszty ochujałeś?! – krzyczy na mnie. Andiś! Żyjesz
dziadu.
- Martwiłem się. Dzwonię od 4 godzin, a ty nic.
- Zajęty byłem – dalej warczy. Wielka gula urosła mi w przełyku.
Poćwiartuje mnie jak nic.
- Cieszę się, że żyjesz. Ale sprawę mam. Inaczej nie dzwoniłbym do
Ciebie jak na sraczkę.
- Skoro zadałeś sobie tyle trudu, by mnie obudzić i wkurwić, to
zaczynaj. W ogóle powariowaliście dzisiaj wszyscy? Najpierw Werner, teraz Ty…
- Werner? Co on chciał? Zapomniałem o jakimś treningu? – zmarszczyłem
brwi. Może przez tą rozpacz faktycznie coś mi umknęło.
- Nie. Chciał, żebym dotransportował jakąś lalę do domu, bo jej
samochód nawalił. A pech chciał, że mieszka nad nami.
- Ładna chociaż? – nie wiem czemu o to spytałem. Podrapałem się po
głowie.
- Nie będę odpowiadał na takie pytania, zwłaszcza, że nie zasłużyłeś.
- Andiś!
- Nie mów tak do mnie! To było twoje pytanie? Chciałbym iść spać. Moja
dziewczyna leży obok i chciałbym się do niej przytulić.
- Mogę u was zamieszkać? – wyrwało mi się. Słyszałem jak się
zapowietrza. Mogłem chociaż zrobić jakiś wstęp.
- Nie! – i rozłączył się. Chyba to spierdoliłeś to Freitag.
***
*Andreas*
Byłem wściekły.
Myślałem, że komuś wpieprzę. Sophie patrzyła na mnie z politowaniem. Podała mi
kubek kawy i usiadła naprzeciwko przy tym minimalnej wielkości stoliku w
kuchni.
- Co jest? Od rana zachowujesz się, jakby Ci ktoś kij w tyłek wsadził
– jej dość czuły ton delikatnie mnie uspokoił.
- Wczorajszy wieczór to jakaś paranoja. Wiesz, że Rysiu do mnie
dzwonił? Martwił się biedak, że nie odbierałem.
- Zajęty byłeś… – wstała i podeszła do mnie od tyłu. Jej delikatne
dłonie masowały mój spięty kark. Poczułem wielką ulgę. Dzięki Ci Boże za tą
dziewczynę!
- I spytał, czy może z nami zamieszkać… - wymruczałem. Jeju, naprawdę
było mi dobrze.
- Zamieszkać?! Po co? – przestała. Spięcie momentalnie wróciło.
- Skąd mam wiedzieć? Rozłączyłem się. I nie próbuj do niego
oddzwaniać! – zagroziłem. Znałem ją i wiedziałem co zamierza.
- Nie możemy go tak zostawić.
- To poczekaj chociaż, aż wyjdę na trening.
- Nie gniewaj się – pocałowała mój policzek.
- Masz za dobre serduszko.
- Po prostu chcę pomóc przyjacielowi. Przeproś go – dodała.
- Sophie – nie uśmiechało mi się to wcale. Przecież to nie moja wina,
że byłem wściekły. On zachowywał się ostatnio dziwnie, ale bez przesady! Nie
chciałem go przepraszać. To nie w moim stylu.
- Wiesz, że zadzwonię. Zrobię to chwilkę przed twoim wyjściem, byś
mógł go przeprosić, ale nie musiał za długo z nim rozmawiać.
- Masz rację – westchnąłem. Bo przecież nie zawinił. To był typowy
Freitag. Nasz niezdarny Rysiu. Kiedyś to ja uchodziłem na ciamajdę w teamie,
ale te czasy minęły. Od kiedy Rysiek znalazł sobie Caren, miałem wrażenie że
odjęto mu z 7 lat. Zachowywał się jak popierdolony, naćpany nastolatek. Nie
żeby mi to przeszkadzało, ale musieliśmy wysłuchiwać jego opowieści o cudownej
Caren do porzygu. – Ogarnę się i zadzwonię – wpiłem się w jej usta. Przecież
wolno mi. A gdy w pobliżu nie ma czatującej mamy, jest cudownie. Ona to dopiero
potrafiła podnieść mi poziom wkurzenia. Delikatnie mówiąc. Do tej pory dostaje
spazmów jak przypomnę sobie, gdy wparowała do mojej sypialni chwilę po tym, jak
skończyliśmy się kochać z Sophie. Moja szatyneczka leżała na mnie i dyszała
prosto w moje usta i nagle słyszę pisk mamy. Aż mnie ciarki przeszły! Od tamtej
pory zamykałem pokój na klucz. Nie chciałem zrazić do mnie swojej dziewczyny i
ochronić ją i siebie przy okazji przed zażenowaniem. Mama nie znała granic.
*****
I jest pierwszy rozdział. Pierwszy tak długi, jaki udało mi się napisać.
Mam nadzieję, że nie będzie linczu :P
Do następnej soboty ;))
P.S. Cieszę się, że miśki-pyśki już wracają. LGP przybywaj :D
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńRozdział jest na prawdę bardzo fajny i ciekawy.
Widać,że Sophie i Andreas kochają się na zabój.
Za to Richi nadal cierpi ale postanawia coś zmienić.
Mam nadzieję,że Andreas jakoś dogada się z Richim.
Zastanawia mnie postać tajemniczej sąsiadki.
Wydaje mi się, że może dużo namieszać.
Do następnego.
Buziaki :*
Witam, witam :D
UsuńDziękuję za opinię :D
Chłopaki jakoś dadzą sobie radę, a tajemnicza sąsiadka namiesza :P
Pozdrawiam :*
z każdym kolejnym opowiadaniem piszesz coraz lepiej, rozwijasz się i bardzo bardzo fajnie się to wszystko czyta :) długość rozdziału idealna :)
OdpowiedzUsuńAndreasa i Sophie już kocham, sympatyczna z nich parka :) Dominique i Werni??? powiem Ci- trudny temat, ale przynajmniej będzie ciekawie ;) myślę, że tą dziewczynę też polubię, taka zadziorna chyba będzie i czuję, że namiesza w czyimś (rysiowym) życiu :P a Ryś biedaczek.. dalej mi go szkoda, oby się ogarnął i zapomniał całkiem o Caren..
rozpływam się nad zawartością i długością ;) pięknie :)
buźka :*
M.
Bardzo, bardzo dziękuję :*
UsuńJa lubię trudne tematy :P Mam nadzieję, że tego nie spalę :P
Buziaki ;*
Witam i informuję, że zostałaś nominowana do Liebster Award ;)
OdpowiedzUsuńPytanka u mnie w zakładce Liebster Award.
Pozdrawiam! ;**
http://whenidontwant.blogspot.com/
Serdecznie dziękuję za nominację :D
UsuńPozdrawiam :)*
Przepraszam, nie widzę zakładki SPAM
OdpowiedzUsuńWiedeń (niem. Wien, dialekt Wean) – stolica i największe miasto Austrii. Znajduje się w północno-wschodniej części kraju, nad Dunajem. Jest miastem statutarnym, bla bla bla bla strzegącego Imperium Rzymskiego przed najazdami germańskich plemion z północy bla bla bla bla W 1679 roku miasto dotknęła epidemia zarazy, która pochłonęła życie około 70 tys. mieszkańców bla bla bla W 1945 udana ofensywa przeprowadzona przez Związek Radziecki pozwoliła na przejęcie BLA BLA BLA... Nudne prawda? Więc poznaj miasto od wewnątrz! Skończ z informacjami z internetu i nudnymi wykładami! Zamieszkaj w sercu Austrii!
http://wiedenskagra.blogspot.com/