Sześć postaci, sześć historii, połączonych w jedną całość. Wszystko kręci się wokół nadchodzącego sezonu 2017 w skokach narciarskich oraz szalonej brunetki z tajemniczą przeszłością. Co z tego wyniknie?

Trzy

*****





*Dominique*

                Wiem, że Werni mnie zabije, ale nie mogłam go wypuścić wczoraj wieczorem. Są pewne granice. Przytuliłam się do jego silnego ramienia i wdychałam ten wdzięczny zapach świeżo obudzonego mężczyzny. Nagle słyszę jego chichot.
- Moja żona uważa ten zapach za obrzydliwy, a ty mnie wąchasz jakbym pachnął 212-stką.
- Bo pachniesz seksownie i męsko – dodaję. Jego ciemne oczy świdrują mnie na wylot. Mimochodem puszczam uwagę o żonie. Przywykłam do nich. To wszystko trwa już rok, więc miałam gówniany obowiązek przywyknąć. – Zjemy coś? – pytał słodko.
- Muszę się zbierać. Widziałem, że jest koło 8. Umówiłem się z chłopakami o 9 na skoczni.
- Musisz? – wzdycham. Ciągle to samo. – Może wpadnę na skocznię? – pytam. Werner marszczy brwi i patrzy na mnie intensywnie.
- Jeśli chodzi o mnie to nie ma problemu, ale co powiem chłopakom?
- Że jestem twoją kuzynką – uśmiecham się głupawo.
- Popierdzieliło cię – muska moje usta i wstaje. Idzie prosto do łazienki. Zna moje mieszkanie dość dobrze. Przecież to nie pierwszy raz, gdy śpi u mnie. Nagle jego telefon dzwoni. Biegnę nagusieńka do łazienki i podaję mu go, bez podglądania kim jest owa osoba. Wracam na swoje łoże i czekam przykryta na informację. Wiem, że mi ją poda.
- Moja córka – skrzywia się.
- A czego ona chce?
- Przyjeżdża dzisiaj. Muszę się nią zająć – siada na skraju. Pociera dłonią o wilgotne włosy. – Zrobimy tak. Przyjdziesz na skocznie i będziesz udawać nową asystentkę, którą chciałbym sprawdzić. Zajmiesz się nią, a wieczorem wyskoczymy gdzieś, co? – jego propozycja zwala mnie z nóg.
- Oszalałeś? Mam udawać przez twoją nieporadną córunią asystentkę? Za to mnie masz? – prycham.
- Proszę bardzo! Idź i powiedz jej, że jesteś moją kochanką! Najlepiej wszystkim powiedz! Myślę, że przyjmą cię z otwartymi rękoma, wyściskają i wycałują – zdenerwował się na poważnie. Wiem to doskonale. Kurwiki szaleją mu w oczach.
- O której mam po nią pojechać? – pytam. Doskonale również wiem, że to najlepsze wyjście.
- O 11 – łagodnieje. Jego dłoń wędruje na mój policzek. – Robię to dla naszego dobra. Nie gniewaj się – dostaję soczystego buziaka. Chyba nie powinnam się obrażać. Mimo wszystko czuję w sercu lekkie ukłucie. Czy ja zawsze będę dla facetów tymczasowo?

***

*Richard*

                Od kiedy tutaj przyjechałem czuję się jak intruz. Sophie została w mieszkaniu i porządkowała resztę nierozpakowanych rzeczy. Z tego co mówiła, to naprawdę z większością się już uporała. Będzie z niej świetna żona. Andiś to ma jednak szczęście.
                W jego wysłużonym Audi przewozimy sprzęt prosto na skocznię. Według zaleceń mieliśmy się zjawić tam o 9. Oczywiście Werner nic nie wie o moim pojawieniu się i miałem pilnować swoich tekstów. Nadal zastanawiało mnie, co jego samochód robił pod ich blokiem, ale żadne nie chciało mi nic powiedzieć. Po co ta cholerna konspiracja? Dziwkę tutaj ma czy co?
- Wysiadka – słyszę głos najmłodszego. Parking pod skocznią jest ogromny. Pomieszczenie miliarda kibiców w nowy rok to jednak jest wyzwanie. Wysiadamy i zabieramy swój sprzęt. W domku przebieramy się w kombinezony i wędrujemy ze wszystkim na górę. Werner już czeka.
- Witam panów – wita się chłodno. Jest jakiś spięty, ale nie mam pojęcia dlaczego. – Richard? – patrzy na mnie dziwacznie. – Co tutaj robisz?
- Wpadłem do Soph i Andreasa i postanowiłem dołączyć do zgrupowania.
- A Wank?
- Wank… - zbladłem. Mogłem chociaż frajera powiadomić. – Musiał zająć się synem – odpowiadam bez namysłu. Zabiją mnie. Oboje. Andreas próbuje mi coś podpowiedzieć, ale nic nie rozumiem z tego bełkotu. Macham delikatnie dłonią, by się zamknął i dalej kontynuuję słuchanie trenera.
- Zostań. Przynajmniej popatrzę co zrobiłeś ze sobą przez ten czas, gdy nie było z tobą kontaktu – odwraca się na pięcie i idzie na gniazdo trenerskie.
- Co mu? – pytam reszty, zakładając w międzyczasie kask.
- Żaden nie wie. Odbija mu ostatnio – odpowiada Marinus. Andreas nawet nie kwapi się do odpowiedzi. Zwyczajnie idzie na schodki obok belki.
                Patrzę na wszystkich i widzę, że każdy poszedł w swoją stronę i nie zatrzymali się w miejscu jak ja. Nawet dziewczyny nie potrafię przy sobie utrzymać. Paranoja. Wzdycham ciężko. Niech to się jakoś ułoży sensownie. Bo bez sensu to wszystko.

***

*Dominique*

                I gdzie ta mała łajza? Widziałam ją może dwa razy. Jak ściskała ojca na zawodach. Ponoć jest rok młodsza ode mnie, a zachowuje się jak nastolatka, którą rodzice planowali zamknąć w klasztorze. Siedzę na tej durnej ławeczce już kilkanaście minut. Niemieckie koleje najwidoczniej też mają problem, by być na czas. W końcu słyszę ten charakterystyczny stukot. Za jakiś czas pociąg zatrzymuje się na stacji i wysiada z niego ta niewiasta. Podchodzę do niej i staję tuż przed jej skromną osobą. Patrzy na mnie przerażona.
- Cześć – zaczynam. Młoda chyba zapomniała języka w gębie. – Jestem Dominique. Asystentka twojego taty – dodaję widząc jej zdziwienie. Wyciągam dłoń w jej stronę. Nieśmiało ją ściska i uśmiecha się krzywo.
- Elizabeth. Ale proszę mi mówić Lizzie – no proszę. To ona jednak potrafi mówić!
- Chodź. Mam cię przetransportować na skocznię – prowadzę ją do samochodu Wernera.
- Pozwala pani prowadzić? – wzdryga się na widok mnie za kierownicą.
- A dlaczego nie? – prycham. – I jaka ze mnie pani? – uśmiecham się dla przełamania lodów.
- Bo to jego dziecko. Nawet mama nie może nim jeździć – odpowiada. W środku zalewa mnie fala gorąca i pewności siebie. Więc jednak mu na mnie zależy i mi ufa. Uśmiecham się i bez słowa wiozę dziewczynę na teren skoczni.
                Siedzimy w samochodzie Werniego i milczymy. Na szczęście jest radio, przez co nie czuje się jak w psychiatryku. Młoda jest wyraźnie spięta i nienastawiona na mnie. Co ona sobie wyobrażała? Przecież Werni powiedział jej chyba, że nie jestem przygrubawą czterdziestką.
- Boisz się mnie? – pytam. Chyba nie umiem długo siedzieć cicho. Brunetka spina się i patrzy na mnie jak owieczka prowadzona na rzeź. Gdzie oni ją trzymają?
- Nie. Dlaczego pani tak sądzi? – odpowiada nieśmiało. Wywracam oczami.
- Skończ z tą panią do cholery! – warczę. Widzę jak się wzdryga, ale mam to w dupie. Musi się gówniara życia nauczyć. – Patrzysz na mnie, jakbym cię miała zjeść, albo wywieźć do lasu, zabić i zakopać. A ja chcę cię dotransportować do twojego stęsknionego za tobą ojca i nic więcej. Nie bój się mnie – z każdym wyrazem łagodnieję.
- Czemu wybrał ciebie? – pyta. Skąd mam to wiedzieć? To pytanie ma zdecydowanie kilka odpowiedzi.
- Sama go spytaj. Za chwilę go zobaczysz – oświadczam, gdy podjeżdżamy pod skocznię. Lizzie od razu robi minę w stylu sześciolatki na widok czegoś ogromnego. Wysiadamy z samochodu. Chcę zamknąć pojazd, ale dziewczyna odwraca się w stronę siedzenia.
- A bagaże? – pyta.
- Zostają tutaj. Po co ci one tam? Chodź – wołam ją. Idzie nieśmiało, tak wolno, że spokojnie chłopaki zdążyliby obiec skocznię dwa razy. Kierujemy się w stronę domku skoczków. Pukam i wchodzimy do środka. Tam zastaję Werniego, tego blondyna Andreasa, kilku innych i kolesia wiozącego narty autobusem. Patrzy się na mnie, a ja zamieram.

***

*Lizzie*

                Od samego wejścia do pociągu czułam ogromny głaz na sercu. Mama wypychała mnie wręcz z domu. Od kiedy wróciłam od ciotki Margaret, czuję się ja podlotek. Ojciec znika na całe tygodnie, mama późno wraca do domu, a chłopaki wychodzą na imprezy i dobrze się bawią. Tylko ja taka niewydarzona sierota.
                Gdy zbliżam się do Ga-Pa mój żołądek się kurczy. Nie mam pojęcia co się tutaj wydarzy. Mam przebywać z ojcem przez najbliższe dni i co? Wejść mu w życie i udawać jak to bardzo mi zależy na zacieśnieniu więzów? Przecież mam to gdzieś. Wolę swoje łóżko, książki i jedzenie dookoła. Kogo ja obchodzę? I komu przeszkadzam?
                Wysiadam na stacji na chwiejnych nogach i tuż przede mną staje śliczna szczupła szatynka z szerokim uśmiechem. Co najmniej jak z reklamy wiagry albo bielizny wyszczuplającej w telewizji.
- Cześć – zaczyna. Czuję się jeszcze bardziej przytłoczona sytuacją. – Jestem Dominique. Asystentka twojego taty – otwieram szeroko oczy. Asystentka? W moim wieku? Może mama wysłała mnie na przeszpiegi? Wyciąga do mnie dłoń. Ściskam ją nieśmiało. Mój uśmiech pewnie idealnie obrazuje moje zaskoczenie sytuacją, ale trudno. Ojciec nie zostawił mi wyboru.
- Elizabeth. Ale proszę mi mówić Lizzie – dukam. Czuję się taka brzydka przy niej.
- Chodź. Mam cię przetransportować na skocznię – mówi i kieruje mnie za sobą w stronę samochodu taty. Doznaję kolejnego szoku.
- Pozwala pani prowadzić? – wsiadam do środka jako pasażer i czuję się dziwnie.
- A dlaczego nie? – prycha. – I jaka ze mnie pani? – uśmiecha się szerzej. Wielka gula staje mi w gardle. Nienawidzę takich ludzi. Uśmiechniętych i szczęśliwych w życiu. Krew mnie zalewa.
- Bo to jego dziecko. Nawet mama nie może nim jeździć – mówię.  Dominique nie odzywa się, tylko uśmiecha pod nosem delikatnie. Ignoruję to i modlę się, by już tylko znaleźć się na skoczni.
                Jedziemy w ciszy, która w ogóle mi nie przeszkadza. Muzyka koi moje zszargane nerwy. Niestety dziewczyna wygląda jakby ją to gryzło, że nic nie mówię.
- Boisz się mnie? – pyta. Robię wielkie oczy i patrzę na nią zdziwiona.
- Nie. Dlaczego pani tak sądzi? – pytam nieśmiało. Chyba się denerwuje.
- Skończ z tą panią do cholery! – krzyczy. Spinam się i czuję się jak intruz w jej idealnym świecie. Generalnie staram się nikomu nie wadzić, ale ciężko osiągnąć taki efekt będąc taką mimozą. – Patrzysz na mnie, jakbym cię miała zjeść, albo wywieźć do lasu, zabić i zakopać. A ja chcę cię dotransportować do twojego stęsknionego za tobą ojca i nic więcej. Nie bój się mnie – niby łagodnieje, ale nadal czuję się źle. 
- Czemu wybrał ciebie? – pytam ją. Jest zadziwiającą kandydatką na asystentkę. I tata i ona to wiedzą.
- Sama go spytaj. Za chwilę go zobaczysz – mówi, gdy wjeżdżamy na ogromny parking. Widzę wielką skocznię w oddali. Wytrzeszczam oczy i patrzę na to dzieło sztuki. Wysiadamy i już chcę zabrać swoje tobołki, gdy Dominique zamyka samochód za mną.
- A bagaże? – pytam.
- Zostają tutaj. Po co ci one tam? Chodź – mówi do mnie jak do czterolatki. Idę mimo wszystko za nią. Daje mi przepustkę, którą zakładam na szyję i idziemy do jakiegoś domku. Puka i po chwili w środku widzę tatę i kilku posłusznie słuchających go chłopaków. Wśród nich dostrzegam jednego, genialnego, cudownego. Serce mi zamiera, gdy widzę, że chłopak patrzy na Dominique.

***

*Marinus*

                Przyszła. Zjawiła się właśnie, gdy zatracałem wszelkie zmysły. Najpiękniejsza kobieta na świecie. Patrzy na mnie, a jej policzki oblewają rumieńce. Uśmiecham się do niej szeroko. Wiem, że mnie ignoruje, ale uczucie radości nie chce mnie opuścić.
- Chłopcy – rozmyślania przerywa mi Werner. – Poznajcie moją córkę Elizabeth – nagle zza piękności wyłania się troszkę większa i niższa dziewczyna. Nieśmiało zakłada kosmyk włosów za ucho i patrzy na mnie. – Nie denerwuj się tak, oni nie gryzą – dodaje trener, obejmując ją ramieniem i tuląc do siebie. – Tak się stęskniłem. Dobrze, że przyjechałaś. Trochę z nami pobędziesz i wszystko minie – dodaje. Przyglądam im się. Werner naprawdę kocha swoją córkę. Niespotykany widok.
                Po chwili zza nich słychać głośnie chrząknięcie. Mój wzrok znowu pada na piękną brunetkę.
- A to moja nowa asystentka, Dominique – zatyka mnie. Asystentka? Nic nam nie mówił. A Stefan? Już mu za mało? – Z roku na rok mam coraz więcej papierków do wypełniania, więc przyda mi się ktoś do pomocy – dodaje. Dziewczyna lekko skrzywia się na jego słowa, ale nie wydaje mi się to jakoś specjalnie dziwne. - Teraz poznajcie. Od lewej: Richard, Andreas, Marinus, Markus, Karl. Skoro już wszystko jasne, to wracamy na górę. Robi się chłodniej, więc trzeba się sprężać.
                Wychodzimy gęsiego z domku i mój wzrok nadal nie opuszcza Dominique. Piękne imię. Cała jest piękna. Nie przeszkadza mi nawet, że znowu ubrała tak krótką spódnicę. Jej nogi w tych kozaczkach wyglądają obłędnie.

***

*Rysiek*

                Jako naczelna maruda naszej kadry musiałem się zaprzeć. Jedna wyglądała jakby uciekła z klasztoru, a druga jak ze skrzyżowania. Nie wiem o co tu chodzi, ale ta pięknisia na bank nie jest asystentką. One się tak nie ubierają do pracy. Nie kuszą mężczyzn swoim ciałem. Widziałem Marinusa. Oszalał chłopina na widok jej nóg. Owszem, jest ładna, ale to nie zmienia faktu, że jest co najmniej zastanawiająca.
                Andreas idzie obok mnie. Widzę wyraźnie, że coś przetrawia w swojej dość tępej głowie.
- No mów – prycham. Patrzy na mnie podejrzliwie, ale po chwili przestaje udawać.
- U niej Werner był rano jak przyjechałeś – odpowiada. Zaskakuje mnie to. Zna ją?
- Skąd wiesz?  - pytam.
- Musiałem podwieźć ją do domu w noc jak się wprowadziliśmy. Samochód jej nawalił 5 kilometrów przez Ga-Pa. Okazało się potem, że mieszka nad nami. Werner mnie prosił o przysługę.
- Ale jaja. To trenerro będzie was nawiedzał dość często – zachichotałem.
- Wątpię. Myślę, że ma ciekawsze zajęcia, niż zaglądanie do nas – odpowiada. Może ma rację? Ja ciągle wyolbrzymiam problemy. Albo ich unikam. Mama dzwoni do mnie od rana, ale nie odbieram, bojąc się sajgonu. Bo wiem, że się wydrze. Powinienem ją powiadomić, ale wtedy jeszcze wpadłaby na pomysł, żeby ze mną jechać. Ale nie ma mowy! Mam 26 lat. Bez przesady. Już wystarczająco mi wstyd przed odbiciem w lustrze. Wdycham głęboko powietrze. Czuć moją ukochaną zimę.
                Na górze jestem wyluzowany. W końcu oddam skok. Tak czekałem na ta chwilę. Teraz coraz częściej świat, który kocham, będzie do mnie wracał. Ciągle mam przed oczami widok tłumów z Bergisel w 2015 roku. Kiedy wygrałem konkurs. Piękny moment. Wszyscy liczyli na Severina, a to ja dałem radę.

                Czuję klepnięcie na plecach. Marinus daje mi do zrozumienia, że Werner zaprosił mnie uroczyście na belkę. Obok dostrzegam tamtą dziewuchę z tą sierotką. Biorę głęboki wdech. Czas na show. Odpycham się i sunę w dół z prędkością 90km/h. Kocham to!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli Czytacie, a Chcielibyście zostawić komentarz, zapraszam.
Będzie mi bardzo miło :))
© Agata | WS | x x.