Sześć postaci, sześć historii, połączonych w jedną całość. Wszystko kręci się wokół nadchodzącego sezonu 2017 w skokach narciarskich oraz szalonej brunetki z tajemniczą przeszłością. Co z tego wyniknie?

Czternaście

 *****



                *Dominique*

                To nie jest najlepszy okres w moim życiu… Nie wiem ile tu jestem, ale mam wrażenie, że długo. I coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nikogo nie obchodzę. Nie miałam żadnych odwiedzin od kiedy mnie zamknęli… Nie będę kłamać, że myślałam o Ryśku. I to długo. Śnił mi się parę razy. I to parę razy za dużo. Czy aż tak mi na nim zależy? Nie chciałam, by stał się częścią mnie. Bo ja przenoszę jakiegoś pieprzonego pecha na ludzi, na których mi zależy. Boję się o Lizzie i o to wszystko co jej dotyczy.
- Lange! Widzenie! – słyszę jak strażnik dzwoni kluczami jak popierdolony w kraty. Zwlekam się z pryczy i ustawiam pod drzwiczkami. Skuwa mnie i idę za nim. Siadam przy stoliczku i czekam na swojego rozmówcę. Drzwi naprzeciwko się otwierają i widzę mojego znajomego pączuszka.
- Lizzie! – krzyczę i wstaję by ją uściskać.
- Martwiłam się o ciebie! Nie wróciłaś do domu i… - mówi spokojniej. Ciśnienie zaczęło z niej schodzić.
- Skąd wiedziałaś, że tu siedzę…
- Tydzień.
- Tydzień?!
- Poszłam na policję i po 2 dniach powiedzieli mi, że siedzisz w areszcie. Ale nie mogłam do ciebie przyjść, bo jest jakiś zakaz. Zadzwoniłam do taty i pomógł mi.
- Po co go w to mieszałaś? Ma swoje problemy…
- Wiem wszystko. Jak tylko wrócą z Norwegii ma cię odwiedzić i coś się więcej dowiedzieć – z jej spojrzenia wiem dokładnie o czym wie.
- Nie ma sensu… Ja… Ja tak szybko się z tego nie wykołuję – wyduszam z siebie.
- Powiesz mi całą prawdę?
- Nie będę cię w to mieszać.
- Do ciężkiej cholery, Domi!
- Minuta do końca! – słyszę krzyk strażnika.
- Dostałam zgodę na 5 minut. Chciałam zobaczyć co z tobą. Obiecuję tu wrócić jak najszybciej.
- Lizzie, ja… - nie wiem jak jej się odwdzięczę. Że jednak mnie nie zostawiła i szukała…
- Nie dziękuj. Najpierw musimy cię stąd wyciągnąć – puszcza mi oczko i wychodzi, gdyż kochany pan strażnik postanowił stać nad jej głową.
- Trzymaj się – mówię do niej i podaję dłonie strażnikowi. Kajdanki pojawiają się ponownie na moich nadgarstkach.
- Lange, idziemy – nie widzę miny Lizzie, ale wiem, że jest zaszokowana. Tak samo jak ja byłam, kiedy się okazało, że dowiedzieli o moim prawdziwym nazwisku…


***


                               *Richie*

                Czuję wyraźny niepokój od kilku dni. Jakbym wiedział, że wydarzyło się coś o czym powinienem wiedzieć. Leżę sobie niespokojnie, na plecach, w hotelowym łóżku i nie chcę tu być. Chciałbym zwyczajnie posiedzieć w domu, bez presji konkursu. Chociaż dom… Ja wiem, że powinienem się wyprowadzić od Andiego i Soph już dawno, ale podświadomie nie chcę. Boję się, że coś stracę. Muszę poszukać mieszkania w tej okolicy…
                Od sytuacji z zabraniem jej przez policję nie mamy kontaktu. Dzwoniłem kilka razy, ale nie odbierała. Naprawdę się o nią martwię. Nie wiem co mną kieruje, ale po raz kolejny chcę zadzwonić. Usłyszeć jej głos. Ja…Wybieram jej numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci… Poczta włącza się po kolejnym sygnale. Nie chce ze mną rozmawiać? Przecież wszystko było dobrze. No poza tą cholerną kłótnią.         Próbuję kolejny raz ale po chwili słyszę, że abonent jest czasowo niedostępny. Co do cholery?!
- Co tak leżakujesz? – Andi wchodzi smutny do pokoju. Z każdym kolejnym dniem jest z nim coraz gorzej. Sophie rozmawia z nim zdawkowo, krótko… Jak nie ona. Coś się stało i nie chce powiedzieć.
- Dzwoniłem do Domi – mówię bez zastanowienia. Sam jestem tym zaskoczony.
- Sophie znowu mnie zbyła…
- Ja nie wiem co z nimi się dzieje…
- Stary, ja rozumiem, że wy z Domi to nic oficjalnie…
- Bo my nic oficjalnie – bronię się. Przecież my się tylko kolegujemy.
- Widzę swoje.
- Weź mnie nie denerwuj. Mój lepiej co z Soph.
- Powiedziała, że ma urwanie głowy i nie może rozmawiać.
- Pojutrze wracamy, to sobie wszystko wyjaśnicie.
- Serio? – prycha. Chyba lepiej będzie jak go zostawię samego. Zbieram zadek z łóżka i chwytam za kurtkę.
- Dokąd idziesz? – pyta zaskoczony.
- Potrzebujesz spokoju – odpowiadam spokojnie.
- Czekaj – ubiera kurtkę. – Potrzebuję piwa. Dużo – mówi i oboje wychodzimy w poszukiwaniu jakiegoś pubu.
                Nie jest z nami najlepiej po trzeciej kolejce. Sześć kufli stoi na stoliku i najwyraźniej oboje mamy ochotę na kolejne. I zupełnie nas nie obchodzi, że jutro jest konkurs. Podnoszę dłoń w stronę kelnerki. Kiwa głową, że za moment przyjmie kolejne zamówienie.
- Potrzebowałem odmóżdżenia – wzdycha Andi. Patrzę na niego i nadal widzę wystraszonego i zmarnowanego Andreasa. Kocha Sophie całym sercem i nie wiem co musiałoby się stać by przestał.
- Mogę wiedzieć dlaczego żaden z was nie odbiera telefonów? – nad naszymi głowami pojawia się Werner. Spinam się momentalnie na jego widok. Andi mniej. Chyba jedynie widok Sophie mógłby go obudzić.
- Werner, my… – zaczynam się jąkać, ale nic konstruktywnego nie przychodzi mi do głowy.
- Zamówcie mi jedno – ściąga kurtkę i siada obok mnie. Z jego miny widzę, że coś go gryzie.
- W porządku? – pytam szeptem. Andiś zaczyna pomału przysypiać podpierając się ramieniem.
- Domi jest w areszcie – odbiera kufel od kelnerki i jednym chlustem wypija połowę. Zamieram. Wiedziałem, że coś z nią nie tak… Odechciewa mi się wszystkiego. – Lizzie dzwoniła, że szukała jej od dwóch dni, bo nie wróciła.
- Widziałem jak ją aresztowali, ale myślałem, że to pomyłka. Pokłóciliśmy się trochę…
- Ponoć to sprawa z przeszłości. Tyle mi powiedział adwokat.
- Wynająłeś adwokata? – pytam zaskoczony.
- Lizzie mnie prosiła o pomoc. Przez wylotem do Finlandii spotkała się ze mną i powiedziała o chłopaku, który prześladuje Domi.
- Kim on jest? – dopijam ostatni kufel. To pewnie ten facet, którego widziałem pod blokiem.
- Jej byłym. Ponoć jakaś grubsza sprawa. Facet siedział i niedawno wyszedł.
- Grozi jej coś? – pytam przerażony. Nie pozwolę, by coś jej się stało!
- Nic nie wiem. Po powrocie pójdę z adwokatem do niej.
- Ja nie wierzę, że to się dzieje… - wzdycham. Od kretynki, której się znudziłem, trafiam na kryminalistkę. Freitag, jesteś popieprzony.
- Musimy zachować cierpliwość. Jutro macie jakimś cudem być gotowi – wskazuje na pochrapującego Andiego. Facet nieźle się zalał.
- Sophie go zbywa – tłumaczę. Werner tylko kiwa głową i kończy piwo.
- Zbieramy się – zarządza. A ja najchętniej bym już dzisiaj wrócił do Niemiec.


***


                *Sophie*

                Wieś na razie działa na mnie jeszcze bardziej drażniąco niż Claudia ustawiająca mi życie. Adam próbuje mi pomóc i przetłumaczyć, że powinnam wrócić do mieszkania. Ale ja nie umiem.  Nie kiedy jest tam ta wiedźma. Wiedziałam, że to długo nie potrwa. Ta sielanka. Nie mam prawa się tak zachowywać wobec Andreasa, ale nie wiem co mogę innego zrobić. Zostając tam dałabym jej zielone światło. A tego nie chcę.
- Dzwoniłaś do niego? – podaje mi kubek herbaty. Siedzę na tarasie i oglądam góry. Próbuję znaleźć spokój, jakąś odpowiedź co dalej, ale na razie czuję tylko pustkę.
- Nie – odpowiadam krótko. Nie umiem zadzwonić i wyżalić się na jego mamusię. Nie umiem.
- Myślisz, że ona nadal tam jest? – dosiada się. Chyba mój brat potrzebuje napisu na czole, żeby się domyślić, że nie mam ochoty rozmawiać.
- Jestem pewna. I jak tylko Andi wróci, to pierdyknie mu wiązankę, jak bardzo się co do mnie mylił i jak bardzo powinien mnie zostawić – upijam łyk. Zupełnie jak dawniej.
- Ona jest nienormalna – prycha. – Jestem pewien, że jak wróci to przyjedzie tutaj w pierwszej kolejności. Widziałaś go dzisiaj? – pyta. No tak. Przecież nadal są konkursy.
- Nie. Może i dobrze? Jego widok kompletnie by mnie rozwalił.
- Jest jak wrak. Myśli, że coś się wydarzyło, ale na bank nie podejrzewa, że chodzi o Claudię.
- Nie chcę z nim rozmawiać, okej? I zakończmy ten temat najlepiej – mówię stanowczo.
- Jadę do pracy, poradzisz sobie? – obejmuje mnie ramieniem. Potrzebowałam tego.
- Tak. Miłego popołudnia – uśmiecham się lekko. Jakoś trzeba wrócić do normalności.


***


                *Richie*

                Na całe szczęście jesteśmy już w samolocie do Niemiec. Nie mogę się doczekać lądowania i znalezienia Domi. Mam nadzieję, że jest cała i zdrowa. Chcę, żeby wróciła do domu i żebym mógł oglądać jak chodzi w swoich kozaczkach, odsztafirowana i pewna siebie. I z tym uroczym uśmiechem na ustach. Brakuje mi tego widoku.
                Werner wcale nie wrzeszczał na nas za wczorajszy konkurs. Byliśmy tak skacowani, że nie pamiętamy jak dostaliśmy się na górę skoczni. I jak wylądowaliśmy bez wizyty w szpitalu i z całkiem przyzwoitymi punktami. Patrzę na Andreasa i widzę, że nadal ma serdecznie dość wszystkiego. Soph nadal rozmawia z nim jak z obcym i widzę, że jak zaraz jej nie zobaczy to zwariuje.
                Wczoraj podczas picia Andi przyznał się, że Marinus ma synka. Nieprawdopodobne to w sumie, ale nasze słoneczko spłodziło potomstwo. I jego matka oszalała kompletnie i cała biednemu dziecku na imię Andreas. Przecież większość Andreasów to frajerzy. Wystarczy spojrzeć na Wellingera. Prycham z uśmiechem pod nosem.
- Masz schizofrenię? – Krausi dosiada się obok, nie mogąc znieść pochrapywania Wanka.
- Nie. Po prostu… - no co? Mam mu powiedzieć, że wiem?
- Po prostu…? Co wy tacy jacyś dziwni ostatnio?
- Dzieje się – no i dalej nie wiem czy zaczynać temat. Ale chyba widzi moje spojrzenie i wzdycha.
- Wygadał się szmaciarz? – wcale nie jest wściekły. Bardziej znużony.
- Przez przypadek. Trochę za dużo piwa…
- Bo gwieździe się wydaje, że ma mocną głowę, ale tak naprawdę to potrafi upić się jednym piwem. Tak. Mam syna.
- Gratulacje? – nie wiem co mam mu powiedzieć. I gratuluję jest rozsądne.
- Dzięki – odpowiada lekko rozluźniony. To chyba nadal ciężki temat.
- Słuchaj… Gdybyś potrzebował pomocy, czy coś, to wiesz, wal jak w dym! – nie wiem czemu to mówię. Przecież ja nigdy nie miałem do czynienia z dziećmi.
- Nie utrzymujemy kontaktu.
- Nie zajmujesz się nim? – pytam zaskoczony. Ale właściwie co mnie dziwi? Przecież po całych tygodniach jesteśmy w rozjazdach.
- Jego matka mieszka z nim za Monachium. I właściwie to ja nawet nie wiem czy to na pewno moje dziecko.
- Myślisz, że by cię okłamała?
- Myślę, że mam w głowie pierdolnik. I chciałbym zakończyć ten temat.
- Nie martw się już tym – klepię go po ramieniu.
- Nie o to chodzi… - mruczy pod nosem. I widzę jak walczy ze sobą, żeby mi coś powiedzieć.
- Chodzi o jakąś dziewczynę? – chyba trafiam. Jego mina mówi wszystko.
- Jak dobrze znasz Lizzie? – odpowiada po chwili.
- Lizzie Schuster? – no to się porobiło. Rozglądam się za Wernerem. Nie chcę, żeby słyszał naszą rozmowę.
- Siedzi na samym końcu i czegoś szuka w tablecie – odpowiada na moje pytanie.
- Nie wiem. Nigdy nie rozmawialiśmy. Mieszka u Domi. Tyle wiem – nadal jest zrezygnowany. – Słuchaj, jeśli ci zależy to postaram się jak najszybciej dowiedzieć.
- Dzięki – wiem, że jest mu lżej. I widzę, że frajer zaczyna coś czuć. I nie mam prawa go oceniać.


***


                *Andreas*

                Nie żegnam się z nikim. Łapię za walizkę i narty i od razu zamawiam taksówkę. Chcę jak najszybciej być w domu i porozmawiać z Sophie. Odchodzę od zmysłów od paru dni i nie obchodzi mnie nić poza nią.
                Godzinę i trzydzieści minut później jestem w Ga-Pa. Płacę taksówkarzowi i wybiegam z samochodu. Moje auto stoi nietknięte od kiedy wyjechałem. Pod drzwiami wyciągam klucze i szybko chodzę do środka.
- Sophie? – mówię zdenerwowany. – Kochanie jesteś? – zostawiam wszystko na podłodze i idę dalej. W mieszkaniu panuje kompletny porządek. Coś dziwnego jak na Soph. Nigdy nie była pedantką, co nie znaczy, że w mieszkaniu panował syf. W salonie zastaję kompletnie inny układ niż przed wyjazdem. – Sophie?
- Nie ma jej – słyszę znajomy głos. Zamieram kompletnie.
- Gdzie ona jest? – odwracam się w stronę mamy.
- Wyjechała gdzieś tydzień temu. Nie pochwaliła się dokąd.
- Co jej zrobiłaś? – jestem wściekły. Gdyby to było możliwe z uszu wydobywałaby się para.
- Ja? Może lepiej przyznaj przed samym sobą, że ta dziewucha nie jest dla ciebie!
- O czym ty bredzisz?! – zaczynam krzyczeć. Już mnie nie obchodzi czy się obrazi czy nie. Chcę mojej Sophie.
- Nie chciała, bym pomogła wam z weselem. Ja się staram, dwoję, troję, pytam i dzwonię do ludzi, a ta niewdzięcznica śmie mi mówić, że nie potrzebujecie pomocy! Jak ona może się wypowiadać w twoim imieniu?
- Może, bo mam dokładnie takie samo zdanie jak ona. Kiedy ty do cholery zrozumiesz, że ja ją kocham i chcę z nią spędzić resztę życia?! Mam to na czole napisać?
- Masz ją zostawić!
- Nie będziesz mi się tu panoszyć! Uczynisz mi ten zaszczyt i wrócisz do domu? – naprawdę mam to gdzieś co sobie pomyśli. Wychodzi obrażona i słyszę huk. Najwyraźniej zaczęła się pakować. Siadam na kanapie i podpieram się ramionami. Chcę, żeby już wyszła.
- Klucze – rzuca je obok mnie i wychodzi trzaskając drzwiami. Opieram się i myślę gorączkowo. Gdzie ona jest? Dokąd pojechała? Wybieram jej numer i ponownie próbuję się do niej dodzwonić. Nic. Nadal nie odbiera.
                Niewiele myślę. Z komody  wyciągam jakieś czyste ciuchy, pakuję je do plecaka, zabieram kluczyki i dokumenty i spadam do swojego Audi. Jeśli gdzieś zniknęła, to jestem prawie pewien, że pojechała do domu rodzinnego. I oby tak było, bo chyba zwariuję.


***


                *Richie*

                Wchodzę do mieszkania Andiego. Jego rzeczy leżą na podłodze w przedpokoju. Bez słowa zwinął się z lotniska, nawet nie mówiąc, że idzie. Przecież zabrałbym się z nim. Podejrzewam, że już kompletnie nie potrafił trzeźwo myśleć bez Sophie. Mam nadzieję, że niczego nie wymyślił. Wyglądam przez okno i widzę, że nie ma jego samochodu. Czyli pojechał jej szukać.
                Siadam na kanapie i myślę co powinienem zrobić w związku z Domi. Czuję impuls i po chwili zjawiam się w mieszkaniu powyżej. Pukam nerwowo do drzwi i po chwili widzę w nich przerażoną Lizzie.
- Cześć – mówię szybko. Wpuszcza mnie bez słowa do środka.
- Cześć. Domi nie ma, ale…
- Wiem co się stało. Twój ojciec mi powiedział.
- Jest w więzieniu. Rozmawiałam z tatą i zaraz ma do niej jechać.
- I nic mi nie powiedział?! – odpowiadam nerwowo. Muszę do niego zadzwonić. Muszę ją zobaczyć.
- Martwię się o nią.
- Był tu ten koleś?
- Dzwonił parę razy, ale siedziałam cicho.
- Może przeniesiesz się do Andiego? Dla bezpieczeństwa?
- Sophie też wyjechała. Widziałam ją roztrzęsioną parę dni temu. Ktoś jest w mieszkaniu, bo widziałam zapalone światło.
- Wszystkiego się dowiem, okej? – uśmiecham się nerwowo. Wychodzę z mieszkania i od razu dzwonię do Wernera. – Kiedy chciałeś mi powiedzieć, że byłeś u niej?
- Nie sądziłem, że chcesz. Za godzinę będę pod twoim blokiem.
- Będę czekać na telefon – rozłączam się. Ja chcę wiedzieć, że wszystko u niej dobrze. Że nic jej nie grozi.


***


2 komentarze:

  1. Witaj Kochana.
    Rozdział bardzo fajny.
    Już miałam nadzieję że się czegoś dowiem, co zrobiła Domi a tu bym miłosne sprawy.
    Oczywiście to bardzo dobrze że poruszasz tak istotne uczucia naszego Andreasa, Rysia i Marinusa
    Brawo dla Andreasa że postawił się mamie.
    Myślę że wszystko sobie z Sophie wyjaśnią.
    Rysiu zakochał się po uszy w Domi ona tak samo w nim.
    Szkoda że ma takie problemy.
    Czekam z niecierpliwością na wątek Lizzy i Marinusa.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :*
      Na wstępie obiecuję, że nadrobię Twoje opowiadanie w święta :D Już naprawdę jest coraz lepiej z czasem ;D
      Co zrobiła Domi będzie rozwiązane już całkiem niedługo ;)
      Uczucia misiów pysiów są najważniejsze :P
      Pozdrawiam również :* :D

      Usuń

Jeśli Czytacie, a Chcielibyście zostawić komentarz, zapraszam.
Będzie mi bardzo miło :))
© Agata | WS | x x.