*****
*Sophie*
Przyjechał. Nie
spodziewałam się tego. Wręcz byłam pewna, że Claudia mu nagada i rzuci mnie w
cholerę. Stoję przy drzwiach wejściowych i walczę z sobą, by mu otworzyć.
- Sophie, kochanie. Wiem, że tam jesteś! Proszę wpuść mnie. Wyrzuciłem
matkę z domu! Już nigdy nie będzie się mieszać w nasze sprawy. Kocham cię
najmocniej w świecie. Proszę, otwórz – głos mu coraz bardziej cichnie. A w
moich oczach pojawiają się łzy.
- Jaką mam pewność, że ona nie wróci i nie wypomni mi, że jestem
nikim? – przestaję nad sobą panować. Przecież to oczywiste, że go kocham.
- Taką, że chcę żebyś została moją żoną. Choćby zaraz. Bez ciebie się
czuję jak wrak. Błagam otwórz. Muszę cię zobaczyć – nic nie odpowiadam, tylko
otwieram drzwi.
Widzę
zmarnowanego, smutnego, przejętego człowieka. Zupełnie jakby nic nie jadł przez
tydzień.
- O Boże! Co ci się stało?! – bez zastanowienia pociągam go za ramię
do środka i wtulam się w niego z całej siły. Obejmuje mnie swoimi chudymi
ramionami i całuje w głowę. Tak. Tego mi brakowało.
- Moje kochanie – nie chce mnie puścić, ale nie przeszkadza mi to. –
Kiedy ją zobaczyłem w naszym mieszkaniu, prawie dostałem zawału – chwyta moją
twarz w swoje dłonie. Opuszkami palców dotyka mojego czoła, policzka, a palec
wskazujący kreśli delikatną linię od nosa, przez usta, po brodę. Zamykam oczy i
delektuję się jego dotykiem.
- Nie miałam wyjścia… - budzę się z zamroczenia. – Powiedziała, że mam
się usunąć. Że zasługujesz na kogoś lepszego niż niewdzięczna panna ze zmywaka…
- nadal dudnią mi w głowie jej słowa.
- Nigdy więcej nie pozwolę, by cię tak nazwała. Jesteś dla mnie
wszystkim i nie obchodzi mnie jej urojone zdanie. I musisz mi coś obiecać –
chwyta moje dłonie i przysuwa je do swoich ust. – Nigdy więcej nie będziesz się
tak zachowywać. Masz mi mówić wszystko. Cokolwiek by się nie działo i jak
bardzo by gryzło. Jestem tu dla ciebie i musisz mi ufać – przejeżdża dłońmi po
moich i widzę, że zauważył. – Gdzie masz pierścionek? – ogląda moją dłoń
dokładnie.
- Byłeś w ogóle w domu? – pytam z lekkim uśmiechem.
- Rzuciłem torby w korytarzu i zacząłem cię szukać.
- Zostawiłam ci list na łóżku. Obok leżał pierścionek… - jest mi
zwyczajnie wstyd, że zwątpiłam w jego uczucia. Dotyka dłonią mojego policzka.
- Nigdy więcej mi tego nie rób – składa na moich ustach czuły, głęboki
pocałunek. – A teraz chodź do sypialni. Muszę się tobą nacieszyć – szepcze
prosto w moje usta, prawie nie odrywając się od nich.
***
*Domi/Nina*
Podchodzę do
kobiety i wtulam się w nią jak mała dziewczynka.
- Mamo – łzy ciekną po moich policzkach. Nie pamiętam kiedy widziałam
ją po raz ostatni. Nic nie mówi, ale słyszę, że pochlipuje pod nosem. W końcu
odrywam się od niej i widzę jej przekrwawione od płaczu oczy.
- Wiem co się stało. Zadzwonił do mnie adwokat. Wcześniej byłam
przerażona, bo ktoś kilka razy dziennie robił nam głuche telefony. Z początku z
tatą myśleliśmy, że to ty. Że chcesz się skontaktować, czy coś, ale kiedy
zobaczyliśmy przebite opony w samochodzie taty, to wiedzieliśmy, że coś złego
się stało – mówi cicho. Siadamy przy jednym ze stolików. – Po śmierci Maxa…
Byłam w szoku. Jeszcze znikłaś…
- Musiałam… - jest mi wstyd. Zastanawiam się czy zna całą prawdę.
- Wiem wszystko… - patrzę na jej twarz. To już nie jest ta sama
kobieta. Na jej twarzy pojawiło się mnóstwo zmarszczek. Na skroni widzę siwe
odrosty. Dopiero teraz widzę jak dużo złego się wydarzyło. – Wiem, że was
zaniedbaliśmy. Skarbie tak bardzo cię przepraszam. Zaniedbaliśmy was totalnie.
Gdybym mogła wszystko naprawić…
- To już nieważne. Muszę odpowiedzieć za swoje błędy. Mam na sumieniu
Maxa…
- Maxowi już nie pomożesz. Ale możesz pomóc sobie. I ja ci mogę pomóc.
I zrobię wszystko, żeby ci pomóc.
- Jak? – ja naprawdę nie wierzę, że to się uda. Z resztą do kogo mam
wracać? Wszyscy dookoła się ode mnie odwrócili.
- Zobaczysz. Wszystko będzie dobrze – uśmiecha się promiennie. Tyle,
że ja nadal w to nie wierzę.
***
*Marinus*
Wczoraj
odwiedziłem Laurę. Andreas jest najsłodszym dzieckiem na ziemi. Ale nadal nie
jestem przekonany, że jest moim synem. Nie czuję tego. Nie nadaję się. Nie
potrafię go wziąć na ręce, przytulić, uśmiechnąć się. Nie planowałem dziecka.
Nie chciałem już dorastać. Mam wrażenie, że przez związek z Claudią coś mnie
ominęło. Od razu musiałem dorosnąć. Chciała dojrzałego faceta, a ja przecież
nadal byłem rozszalałym, niedojrzałym nastolatkiem. Uciekło mi coś, przez co
powinienem przejść naturalnie. I teraz mam wrażenie, że w moim życiu czegoś
brakuje. I nie mam jak do tego wrócić, bo pojawiło się dziecko.
Dojeżdżam właśnie
do mieszkania Andreasa. Parkuję jak za każdym razem pod jego blokiem i wyciągam
rzeczy ze swojego samochodu. Zaraz Sophie ma nas zawieźć do Monachium na
lotnisko. Rosja na nas czeka.
Wchodzę na górę,
ale mimowolnie spoglądam na schody prowadzące na mieszkanie na poddaszu. Walczę
ze sobą. Walczę ze sobą od kilku dni. I dopiero teraz do mnie dociera, czego
tak naprawdę mi brakuje. Bez zastanowienia rzucam torby pod drzwiami mieszkania
Andiego i biegnę do mieszkania Domi. Pukam nerwowo i czekam, aż otworzy. Stoję
tak kilka minut, ale nadal nic. Nagle poziom endorfin spada do zera. Nienawidzę
tego uczucia. Zawód. To teraz czuję. Schodzę piętro niżej i dzwonię.
Rozpromieniona Sophie otwiera mi mieszkanie. Widzę jak jest szczęśliwa. I w
głębi korytarza widzę Andiego. Uśmiecha się do mnie i po chwili przerzuca swój
wzrok na Soph. I widzę miłość w jego oczach. Chyba wszystko między nimi jest
już dobrze. Dlaczego u mnie nie może tak być?
- Za chwilkę wyjeżdżamy. Wejdź – zaprasza mnie do środa. No tak.
Stałem i gapiłem się w nich dłuższą chwilę.
- Odpocząłeś? – Andi podchodzi i ściska mi dłoń.
- Nie specjalnie – odpowiadam niemrawo. Chyba widzi, że nie jestem w
nastroju. Nie kontynuuje tylko idzie do kuchni dopić kawę.
- Gdzie Rysiek? – rozglądam się dookoła i nie widzę jego rzeczy.
- Poszedł na spacer. Ostatnio jest nerwowy i nie chce nam powiedzieć
czemu. Wczoraj chyba nawet słyszałam jak popłakiwał.
- Rysiek?! – oboje z Andreasem reagujemy tak samo.
- No co?! Że wy jesteście tacy twardzi, to nie znaczy, że on też! –
odpowiada chichocząc.
- Twardzi? Andiś też prawie płakał w Norwegii jak nie odbierałaś i się
zamartwi… – czuję dłoń blondyna na swoich ustach. I łokieć na biodrze. Chyba
nie chce żebym kontynuował.
- Wystarczy – warczy do ucha. Soph chichra pod nosem.
- Zbierajcie się – słyszę dźwięk klucza w drzwiach.
- Jestem. Dwadzieścia minut i jedziemy – Rysiek nawet na nas nie
patrzy, tylko znika w swoim pokoju. Patrzę na Andreasa i Soph i oni są tak samo
zaskoczeni jak ja. Coś się stało.
- Kawy, herbaty? – pyta mnie szatynka. Kiwam przecząco głową. Siadam
na kanapie w salonie i patrzę w telewizor. W wiadomościach mówią o nas. Że w
weekend kolejny konkurs i że nowe nadzieje na wygraną. Akurat… Może Andiś. Ale
nie ja. Nie Rysiek.
- Jedziemy – Soph opiera się łokciami na oparciu obok mnie. – Co się
dzieje? – pyta szeptem.
- Nie teraz – kątem oka widzę, że Andi ubiera w korytarzu kurtkę, ale
podsłuchuje o czym rozmawiamy.
Zbieram się z
kanapy. Zasuwam kurtkę i biorę swoje rzeczy z korytarza. Wszystko pakujemy do
samochodu Andreasa. Opieram się o niego i czekam na nich. Mam potrzebę
pooglądać sobie nasze niemieckie góry. Brakuje mi wolnego. Tego, żeby zszedł ze
mnie ten cały ciężar treningów i startów. Brakuje mi miłości. Jakiejś
niewymuszonej troski. I nagle widzę jej postać. Idzie szybko, ubrana w swoje
brązowe kozaczki i ten okropny płaszczyk, w którym jest taka urocza. Zrywam się
i szybko podchodzę do niej. Zauważa mnie. Chce mi uciec, ale łapię ją za
ramiona i przyciągam do siebie tak, by na mnie spojrzała.
- Nie uciekaj, proszę – patrzę na nią i nie mogę przestać się
uśmiechać. Ale jej najwyraźniej nie jest do śmiechu.
- Marinus, ja naprawdę nie mam ochoty. Proszę – w końcu podnosi wzrok
i widzę, że jest zmęczona i przerażona. Przytulam ją do siebie. Próbuje się
wyrwać, ale nie pozwalam jej na to.
- Spokojnie. Jestem przy tobie – gładzę ją po głowie. – Nie musisz się
bać, kiedy jestem obok.
- Ale będę się bać kiedy cię nie będzie – znowu płacze.
- Jak wrócę to się tobą zajmę, okej? – chcę, żeby była bezpieczna. –
Mam twój numer jakby co.
- Skąd? – pyta zaskoczona.
- Od twojego taty.
- Marinus! – słyszę krzyk Andisia. Kiwam głową, że już idę.
- Trzymaj się mała – patrzę chwilę na jej usta i nie myśląc za wiele
składam na nich delikatny pocałunek. Odrywam się od niej i idę do samochodu. W
znacznie lepszym nastroju.
***
*Richie*
Od kiedy poznałem
prawdę, czuję się jak wrak. Ja sam nie wiem dlaczego nie umiem tego puścić w
niepamięć, zapomnieć o niej... Wiem, że to nie będzie takie łatwe. Ona nigdy
nie wyleci mi z głowy. Po tym jak broniłem się od niej przez tyle czasu, nagle,
gdy pozwoliłem jej zawładnąć moją głową, okazje się, że jest zwykłą
kryminalistką. Nie rozumiem dlaczego jestem tak pechowy. Najpierw Carina, potem
ona… Choć ona nie jest moja. Więc dlaczego ja poczyniam takie głębokie
rozkminy? Nie Piątek! Nie będziesz o niej więcej myślał!
- Rysiek! – słyszę krzyk Andisia. Siedzę w naszej budce na skoczni i
czekam na drugą serię.
- Co tak krzyczysz? – nie może powiedzieć ciszej?
- Stoję tu kilka minut, a ty nic. O co kuźwa chodzi?! Oboje z Wernerem
zachowujecie się dziwnie. W sumie Marinus też.
- Domi lub jak kto woli Nina jest w więzieniu – wypalam. Jakoś nie
chce mi się bawić w tajemnice.
- Nina?
- Nina Lange. To jej prawdziwe nazwisko. Handlowała narkotykami i jej
brat przedawkował. Jej były facet siedział i teraz wyszedł i się mści.
- O kurwa! – siada na ławeczce z wrażenia. Patrzy się tempo w podłogę.
- No właśnie. A Werner z nią sypiał przez pół roku. A z Krausim nie
wiem co się dzieje.
- Krausi został ojcem. Jego była przelotna znajomość, Laura, podarowała
mu w prezencie synka.
- To się wszystko dzieje naprawdę?! – sam nie wierzę, że teraz to
wszystko wychodzi na jaw. Czemu w naszej kadrze nie może być spokoju?
- Niestety. O mały włos bym stracił Soph. Matka chciała mi wesele
ustawiać. Uciekła do domu rodzinnego i chciała mnie zostawić. Nie mówiłem jej
tego, ale przeczytałem list, który mi zostawiła na łóżku po tym jak wyjechała.
Pisała, że oddaje mi pierścionek, że chce żebym był szczęśliwy i żebym znalazł
sobie odpowiednią kobietę, która go doceni bardziej niż ona… - łapie się za
głowę. – I oddała mi pierścionek. Jak to czytałem, to prawie pękło mi serce. Co
by było, gdyby rzeczywiście odeszła…
- Nie wiedziałem – mówię cicho. – Po zawodach piwo, co?
- Chyba wódka. Piwa tu nie uświadczysz…
- Może być i wódka. Byleby dużo i szybko…
***
*Lizzie*
Pocałował mnie!
Czy to się dzieje naprawdę? Szczypię ramię od dwudziestu minut. Stoję oparta o
drzwi, w płaszczu i kozakach, z szalikiem owiniętym wokół szyi. Jest mi gorąco.
Ale nie wiem czy z wrażenia, czy z gorąca.
Po kolejnych
minutach otrząsania się postanawiam zdjąć ubranie. Idę w kapciach do kuchni i
zaparzam sobie kawę. Nagle budzę się w smutnej rzeczywistości. Domi w
więzieniu, Marinus leci do Rosji, tata też… Jestem zupełnie sama. Sama samotna.
Przecież ten pocałunek nic nie znaczy. Nic mi nie obiecał. Może nigdy nie
zadzwonić, poznać jakaś piękną Rosjankę i tyle go będę widzieć…
Dzwonię do taty.
Od kiedy pojechał na widzenie z Domi, nie rozmawialiśmy na jej temat. Muszę się
dowiedzieć więcej. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty…
- Tak Liz? – och tato, cudownie, że pytasz jak się czuję!
- Masz chwilę? – pytam.
- Stało się coś?
- Co z Domi? – nie ukrywam o co mi chodzi.
- Dlaczego cię to interesuje? – pyta wkurzony.
- Bo mieszkam u niej?! Co ona takiego zrobiła, że wszyscy ją
odtrąciliście?
- To nie rozmowa na telefon!
- Chcę wiedzieć!
- Mieszkasz u… - ktoś mu przerywa, bo słyszę czyjś głos. – Lizzie,
muszę kończyć. Najlepiej będzie jak pojedziesz do niej i niech ci sama powie.
- Dobrze. Miłego lotu – wcale nie chcę być miła. Rozłączam się i po
chwili wychodzę w znajome miejsce.
Pod budynkiem
więzienia panuje wyjątkowy ruch. Kilka radiowozów stoi pod wejściem. Przyglądam
się tym ludziom i widzę Domi zakutą w kajdanki. A obok idzie mecenas. Podbiegam
do niego i próbuję go złapać.
- Niech pan poczeka! – łapię go za ramię.
- Panna Schuster! – dziwi się na mój widok.
- Dokąd ją zabierają?
- Dzisiaj ma pierwszą rozprawę.
- Mogę z wami jechać? – widzę, że się waha, ale kiwa głową. Wsiadam do
jego Mercedesa i jedziemy zaraz za radiowozem.
***
*Domi/Nina*
Widok Lizzie mi
pomaga. Czuję się pewniejsza i wiem, że jednak mam do czego wracać. Mama i tata
też pojawiają się na sali rozpraw. Siedzę przy ogromnej ławie, obok Montaga. Sędzia
mówi coś przez cały czas. Nie mam ochoty tego słuchać. Na salę wchodzi kolejno
trzech świadków i każdy mówi co pamięta. Nie chcę ich słuchać. Od razu mam
przed oczami Maxa. Łzy spływają mi po policzkach. Ja naprawdę marzę żeby ten
koszmar się już skończył.
- Panno Lange – sędzia prosi mnie, bym podeszła i złożyła zeznania.
Patrzę na mecenasa. Kiwa głową, czym dodaje mi odrobinę pewności siebie.
Poprawiam więzienną koszulę i podchodzę we wskazane miejsce. Zaraz będę musiała
powiedzieć przed tymi wszystkimi ludźmi o tym kim jestem i co robiłam. Co zrobi
Lizzie, gdy dowie się prawdy? Ja już naprawdę chcę się tego pozbyć. Biorę
głęboki oddech i zaczynam.
Pod koniec
rozprawy słyszę, że następna jest wyznaczona na poniedziałek. Ponoć potrzebują
jeszcze trochę świadków i dowodów. Mecenas nie ma wesołej miny, co nic dobrego
nie wróży. Proszę go o chwilę rozmowy z Lizzie. Czeka w kącie, totalnie
zszokowana tym co usłyszała. Dostaję 10 minut. Podchodzę do niej i już chce mi
się płakać.
- Wiem, że teraz totalnie mną gardzisz… - zaczynam.
- Aż tak mi nie ufasz, że zataiłaś prawdę? – wyrzuca mi.
- Co byś zrobiła, gdybym powiedziała ci wszystko od razu?
- Potrzebowałabym czasu, ale przecież jesteś dla mnie jak siostra!
Wiem, że już taka nie jesteś!
- Ja zwyczajnie chciałam zapomnieć o tym koszmarze…
- Uniewinnią cię i wrócimy do Ga-Pa i wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie! Rysiek i twój ojciec mnie nienawidzą!
- Akurat o ojca tu chodzi… A Ryśkowi przejdzie. Daj mu czas. Widziałam
go wczoraj. Wcale to po nim nie spłynęło.
- To wcale mnie nie pociesza… Nieważne.
- W poniedziałek też przyjdę. Wierzę, że wyjdziesz – mówi, a ja czuję,
że rzeczywiście istnieje taka rzeczywistość.
- Do zobaczenia – podchodzi do mnie i przytula się.
- Trzymaj się Nina… - ledwo przechodzi jej to przez gardło.
- Domi. Proszę… - nie chcę używać tego imienia. Już przywykłam do
Domi. Uśmiecha się lekko. Serio czuję się lepiej.
***
*Richie*
Siedzimy w
samolocie powrotnym do Niemiec. Jestem niespokojny. Złość mi przeszła, ale
nadal jestem zaniepokojony. Martwię się o nią. To chyba oczywiste. Dużo
zrozumiałem. Dosłownie w chwilę. Wszyscy popełniamy błędy, ale wiem, że ona się
zmieniła i nic więcej takiego nie zrobi.
Werner też
nerwowo się wierci na fotelu i co chwilę sprawdza telefon. On coś wie. Odpinam
pasy i podchodzę do niego.
- Co z nią? – wie o kogo mi chodzi. Nie jest nawet zaskoczony.
- Dzisiaj o 12 ma rozprawę. Okaże się czy wyjdzie czy pójdzie
siedzieć.
- Co jej grozi? – przełykam nerwowo ślinę. Nie chcę, żeby poszła
siedzieć. Chcę żeby wyszła i była ze mną. Chcę się nią zająć.
- 6 lat albo 3 w zawiasach.
- Jadę prosto pod sąd – oznajmiam. Informuję Andreasa, żeby wziął do
siebie moje rzeczy. Nie wysiedzę w mieszkaniu. Muszę ją zobaczyć.
***
*Domi/Nina*
Wyrok w
zawiasach. Wolność. 3 lata pilnowania się. Ale wolność. Ciężar spada mi z
serca. Ląduję w ramionach rodziców i Lizzie. Jestem szczęśliwa. Do pełni
szczęścia brakuje mi Ryśka, ale to przecież niemożliwe. Ściskam dłoń
mecenasowi. Uśmiecha się. W końcu on też coś wygrał. Kolejna wygrana sprawa.
Ściągają mi
kajdanki i prowadzą do pomieszczenia, w którym będę się mogła przebrać w
prywatne ciuchy. Znowu zakładam swój t-shirt, spodnie i adidasy. Jakbym odżyła.
Wychodzę z
pomieszczenia i idę z rodzicami i Liz na zewnątrz. Jak dobrze odetchnąć świeżym
powietrzem. Wdycham głęboko ten cudowny zapach. Rozglądam się i zamieram.
Siedzi na ławce naprzeciwko wyjścia. Na mój widok podnosi się i niepewnie rusza
w moją stronę. Ignoruję rodziców i Liz. Biegnę do niego i rzucam mu się w
ramiona. Przytula mnie i nagle kompletnie się rozluźniam. Chyba już mam
wszystko czego potrzebuję.
- Ryś – łzy lecą mi mimowolnie po policzkach.
- Jedziemy do domu. Już nic ci nie grozi – uspokaja mnie. Chwyta moją
dłoń i idziemy do samochodu rodziców.
- Mamo, tato, poznajcie Richarda – jak ja mam go przedstawić?
Przyjaciel? Bo przecież nie chłopak. – Mój…
- A czy to ważne? Przyjechał po ciebie – odzywa się mama, czym
totalnie mnie rozwala. Czuję dłoń Ryśka na mojej talii. Zaznacza swój teren?
Zapraszam
rodziców do siebie, ale muszą odmówić. Muszą wracać do Hamburga, ale obiecują
mnie odwiedzić niedługo. Lizzie zbiera się szybko do pracy i po chwili
zostajemy z Ryśkiem sami w moim mieszkaniu.
- Nie sądziłem, że to wszystko się tak potoczy – zaczyna. Co mam ci
odpowiedzieć? Że ja też?
- Przykro mi, że zmieniłeś o mnie zdanie. Choć dziwi mnie, że jeszcze
nie zwiałeś stąd – chichoczę nerwowo.
- Nie mam ochoty stąd wiać – jego dłoń wędruje pod mój t-shirt. Oddech
mi przyspiesza. Co z tobą? Przecież już nie raz facet cię dotykał. Ale chyba
nigdy nie czułaś nic do tego faceta…
- Dlaczego? – zbieram się na odwagę i próbuję powiedzieć to zalotnie.
- Bo nie będę dłużej ukrywać, że zawróciłaś mi w głowie – dłonie wędrują
coraz wyżej pod koszulką, a jego pełne usta delikatnie muskają skórę na szyi.
Coraz wyżej. Kawałek po kawałeczku. – Szaleję za tobą… - szepcze. A ja już
totalnie chcę się mu poddać. Wsuwam swoje dłonie w jego włosy i masuję je
delikatnie. Jego usta delikatnie muskają moje. Chcę go już w tej chwili, ale on
to widzi i specjalnie się ze mną drażni. – Nie skarbie… Nie tak szybko. Chcę
żebyś miała rozeznanie jak się czułem przez ostatnie dni…
- Uwierz mi… Wcale mnie nie było łatwiej…
- Chodź – wysuwa swoje dłonie, które już prawie dotknęły moich piersi
i chwyta moją dłoń. Idę za nim prosto do mojej sypialni. Jeju, Rysiek, dlaczego
mnie tak torturujesz?! Stajemy obok mojego łóżka. Bez wahania wyrywam mu się i
sadzam go na łóżku i siadam na jego kolanach.
- Tak się bawić nie będziemy – ponownie wpijam się w jego usta. Dużo
zachłanniej. – Teraz ja ci pokażę jak się czułam przez ostatnie dni – pozbywam
się jego koszulki i pcham do delikatnie na łóżko.
***
Przez Święta troszkę mi wszystko się rozjechało, ale naprawdę się starałam :P
Od jutra TCS. Na samą myśl mam ścisk w żołądku <3
To może ja zacznę tak:
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia że piszesz opowiadania :o W nocy przeczytałam to opowiadanie co Anna się zeszła z Wellim na koniec(nie pamiętam jak się nazywało)- było bardzo fajne, aczkolwiek to jest zdecydowanie lepsze :D
Nie mam pojęcia czemu, ale 'Richie' przeczytałam jako 'Sophie' i takie dziwne trochę było, że ona siedzi w samolocie i jeszcze raz sprawdziłam i jednak Richie był xD
Uwielbiam jak mówisz/piszesz na Welliego Andiś *.* Nie wiem czemu, ale to tak słodziutko brzmi :D
Dziękuję za wątki Marinus-Lizzie i Soph-Andi ^^ U Soph i Welliego mi jedynie dziecka do szczęścia brakuje (ale mamusia się postara o to, aby tak nie było), a u tych pierwszych... Totalnie nie rozumiem Marinusa... Albo mam jakąś dziurę w głowie przez święta, albo nic nie pisałaś... Bo owszem, gadali na skoczni, ale... Nie ogarniam tego. Ani jego. Więc czekam na więcej <3
Cieszę się że Domi wyszła i jej stosunki z Richiem się... Zmieniły :D Nie zrób teraz tylko tak (a ty komplikować akurat lubisz xD) że zrobisz dzieciaczka Wernerowi i Domi ;p Taka bomba z opóźnionym zapłonem, że przez to wszystko zapomniała o okresie xD No ale ja tam życzę im jak najlepiej, co by nie było! ;D
Zapraszam do siebie, do Luśki na dwójeczkę:
http://on-the-stairs.blogspot.com
Czekam na kolejny! Szczęśliwego Nowego Roku!! :*
Piszę :) Ma ich kilka, ale tylko 3 są opublikowane i 4 kończę :P Dziękuję :p Też nieskromnie stwierdzam, że to jest dużo lepsze niż poprzednie :)
OdpowiedzUsuńPrzyjęło mi się Andiś od kiedy go w TV zobaczyłam :P I został Andisiem, fioletową krową, itp :P
Nie ma za co :P Bo Marinus to sam nie wiedział czego chce, a Liz taka płochliwa ;P Mimo tego co się wydarzyło na pewnej imprezie ;P
Komplikowanie im życia to moje ulubione zadanie :P
Zajrzę :D
Może kolejny ukarzę się jeszcze w Sylwestra :P
Ale jakby co, to Szczęśliwego Nowego Roku! :D :*
Witaj Kochana.
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę świetny.
Jest pogodny bo w końcu wszystko zaczyna się układać
Dobrze że Domi wyszła na wolność.
Ocywiscie najbardziej się.cieszę z tego że Rysiu wszystko zrozumiał.
Czekam z niecierpliwością jak potoczą się losy Lizzy i Marinusa.
Buziaki ;*
Ps. Przepraszam za krótki komentarz następnym razem będzie lepiej. Zapraszam do mnie na nowy rozdział do Gregora i Sophie.
Witam :D
UsuńCieszę się, że się podoba :D
Ale nie byłabym sobą, gdybym nie zamieszała, więc to chwilowy spokój :P
Pozdrawiam :*