Sześć postaci, sześć historii, połączonych w jedną całość. Wszystko kręci się wokół nadchodzącego sezonu 2017 w skokach narciarskich oraz szalonej brunetki z tajemniczą przeszłością. Co z tego wyniknie?

Szesnaście

*****




                *Sophie*


                Przyjechał. Nie spodziewałam się tego. Wręcz byłam pewna, że Claudia mu nagada i rzuci mnie w cholerę. Stoję przy drzwiach wejściowych i walczę z sobą, by mu otworzyć.
- Sophie, kochanie. Wiem, że tam jesteś! Proszę wpuść mnie. Wyrzuciłem matkę z domu! Już nigdy nie będzie się mieszać w nasze sprawy. Kocham cię najmocniej w świecie. Proszę, otwórz – głos mu coraz bardziej cichnie. A w moich oczach pojawiają się łzy.
- Jaką mam pewność, że ona nie wróci i nie wypomni mi, że jestem nikim? – przestaję nad sobą panować. Przecież to oczywiste, że go kocham.
- Taką, że chcę żebyś została moją żoną. Choćby zaraz. Bez ciebie się czuję jak wrak. Błagam otwórz. Muszę cię zobaczyć – nic nie odpowiadam, tylko otwieram drzwi.
                Widzę zmarnowanego, smutnego, przejętego człowieka. Zupełnie jakby nic nie jadł przez tydzień.
- O Boże! Co ci się stało?! – bez zastanowienia pociągam go za ramię do środka i wtulam się w niego z całej siły. Obejmuje mnie swoimi chudymi ramionami i całuje w głowę. Tak. Tego mi brakowało.
- Moje kochanie – nie chce mnie puścić, ale nie przeszkadza mi to. – Kiedy ją zobaczyłem w naszym mieszkaniu, prawie dostałem zawału – chwyta moją twarz w swoje dłonie. Opuszkami palców dotyka mojego czoła, policzka, a palec wskazujący kreśli delikatną linię od nosa, przez usta, po brodę. Zamykam oczy i delektuję się jego dotykiem.
- Nie miałam wyjścia… - budzę się z zamroczenia. – Powiedziała, że mam się usunąć. Że zasługujesz na kogoś lepszego niż niewdzięczna panna ze zmywaka… - nadal dudnią mi w głowie jej słowa.
- Nigdy więcej nie pozwolę, by cię tak nazwała. Jesteś dla mnie wszystkim i nie obchodzi mnie jej urojone zdanie. I musisz mi coś obiecać – chwyta moje dłonie i przysuwa je do swoich ust. – Nigdy więcej nie będziesz się tak zachowywać. Masz mi mówić wszystko. Cokolwiek by się nie działo i jak bardzo by gryzło. Jestem tu dla ciebie i musisz mi ufać – przejeżdża dłońmi po moich i widzę, że zauważył. – Gdzie masz pierścionek? – ogląda moją dłoń dokładnie.
- Byłeś w ogóle w domu? – pytam z lekkim uśmiechem.
- Rzuciłem torby w korytarzu i zacząłem cię szukać.
- Zostawiłam ci list na łóżku. Obok leżał pierścionek… - jest mi zwyczajnie wstyd, że zwątpiłam w jego uczucia. Dotyka dłonią mojego policzka.
- Nigdy więcej mi tego nie rób – składa na moich ustach czuły, głęboki pocałunek. – A teraz chodź do sypialni. Muszę się tobą nacieszyć – szepcze prosto w moje usta, prawie nie odrywając się od nich.


***


                *Domi/Nina*

                Podchodzę do kobiety i wtulam się w nią jak mała dziewczynka.
- Mamo – łzy ciekną po moich policzkach. Nie pamiętam kiedy widziałam ją po raz ostatni. Nic nie mówi, ale słyszę, że pochlipuje pod nosem. W końcu odrywam się od niej i widzę jej przekrwawione od płaczu oczy.
- Wiem co się stało. Zadzwonił do mnie adwokat. Wcześniej byłam przerażona, bo ktoś kilka razy dziennie robił nam głuche telefony. Z początku z tatą myśleliśmy, że to ty. Że chcesz się skontaktować, czy coś, ale kiedy zobaczyliśmy przebite opony w samochodzie taty, to wiedzieliśmy, że coś złego się stało – mówi cicho. Siadamy przy jednym ze stolików. – Po śmierci Maxa… Byłam w szoku. Jeszcze znikłaś…
- Musiałam… - jest mi wstyd. Zastanawiam się czy zna całą prawdę.
- Wiem wszystko… - patrzę na jej twarz. To już nie jest ta sama kobieta. Na jej twarzy pojawiło się mnóstwo zmarszczek. Na skroni widzę siwe odrosty. Dopiero teraz widzę jak dużo złego się wydarzyło. – Wiem, że was zaniedbaliśmy. Skarbie tak bardzo cię przepraszam. Zaniedbaliśmy was totalnie. Gdybym mogła wszystko naprawić…
- To już nieważne. Muszę odpowiedzieć za swoje błędy. Mam na sumieniu Maxa…
- Maxowi już nie pomożesz. Ale możesz pomóc sobie. I ja ci mogę pomóc. I zrobię wszystko, żeby ci pomóc.
- Jak? – ja naprawdę nie wierzę, że to się uda. Z resztą do kogo mam wracać? Wszyscy dookoła się ode mnie odwrócili.
- Zobaczysz. Wszystko będzie dobrze – uśmiecha się promiennie. Tyle, że ja nadal w to nie wierzę.


***


                *Marinus*

                Wczoraj odwiedziłem Laurę. Andreas jest najsłodszym dzieckiem na ziemi. Ale nadal nie jestem przekonany, że jest moim synem. Nie czuję tego. Nie nadaję się. Nie potrafię go wziąć na ręce, przytulić, uśmiechnąć się. Nie planowałem dziecka. Nie chciałem już dorastać. Mam wrażenie, że przez związek z Claudią coś mnie ominęło. Od razu musiałem dorosnąć. Chciała dojrzałego faceta, a ja przecież nadal byłem rozszalałym, niedojrzałym nastolatkiem. Uciekło mi coś, przez co powinienem przejść naturalnie. I teraz mam wrażenie, że w moim życiu czegoś brakuje. I nie mam jak do tego wrócić, bo pojawiło się dziecko.
                Dojeżdżam właśnie do mieszkania Andreasa. Parkuję jak za każdym razem pod jego blokiem i wyciągam rzeczy ze swojego samochodu. Zaraz Sophie ma nas zawieźć do Monachium na lotnisko. Rosja na nas czeka.
                Wchodzę na górę, ale mimowolnie spoglądam na schody prowadzące na mieszkanie na poddaszu. Walczę ze sobą. Walczę ze sobą od kilku dni. I dopiero teraz do mnie dociera, czego tak naprawdę mi brakuje. Bez zastanowienia rzucam torby pod drzwiami mieszkania Andiego i biegnę do mieszkania Domi. Pukam nerwowo i czekam, aż otworzy. Stoję tak kilka minut, ale nadal nic. Nagle poziom endorfin spada do zera. Nienawidzę tego uczucia. Zawód. To teraz czuję. Schodzę piętro niżej i dzwonię. Rozpromieniona Sophie otwiera mi mieszkanie. Widzę jak jest szczęśliwa. I w głębi korytarza widzę Andiego. Uśmiecha się do mnie i po chwili przerzuca swój wzrok na Soph. I widzę miłość w jego oczach. Chyba wszystko między nimi jest już dobrze. Dlaczego u mnie nie może tak być?
- Za chwilkę wyjeżdżamy. Wejdź – zaprasza mnie do środa. No tak. Stałem i gapiłem się w nich dłuższą chwilę.
- Odpocząłeś? – Andi podchodzi i ściska mi dłoń.
- Nie specjalnie – odpowiadam niemrawo. Chyba widzi, że nie jestem w nastroju. Nie kontynuuje tylko idzie do kuchni dopić kawę.
- Gdzie Rysiek? – rozglądam się dookoła i nie widzę jego rzeczy.
- Poszedł na spacer. Ostatnio jest nerwowy i nie chce nam powiedzieć czemu. Wczoraj chyba nawet słyszałam jak popłakiwał.
- Rysiek?! – oboje z Andreasem reagujemy tak samo.
- No co?! Że wy jesteście tacy twardzi, to nie znaczy, że on też! – odpowiada chichocząc.
- Twardzi? Andiś też prawie płakał w Norwegii jak nie odbierałaś i się zamartwi… – czuję dłoń blondyna na swoich ustach. I łokieć na biodrze. Chyba nie chce żebym kontynuował.
- Wystarczy – warczy do ucha. Soph chichra pod nosem.
- Zbierajcie się – słyszę dźwięk klucza w drzwiach.
- Jestem. Dwadzieścia minut i jedziemy – Rysiek nawet na nas nie patrzy, tylko znika w swoim pokoju. Patrzę na Andreasa i Soph i oni są tak samo zaskoczeni jak ja. Coś się stało.
- Kawy, herbaty? – pyta mnie szatynka. Kiwam przecząco głową. Siadam na kanapie w salonie i patrzę w telewizor. W wiadomościach mówią o nas. Że w weekend kolejny konkurs i że nowe nadzieje na wygraną. Akurat… Może Andiś. Ale nie ja. Nie Rysiek.
- Jedziemy – Soph opiera się łokciami na oparciu obok mnie. – Co się dzieje? – pyta szeptem.
- Nie teraz – kątem oka widzę, że Andi ubiera w korytarzu kurtkę, ale podsłuchuje o czym rozmawiamy.
                Zbieram się z kanapy. Zasuwam kurtkę i biorę swoje rzeczy z korytarza. Wszystko pakujemy do samochodu Andreasa. Opieram się o niego i czekam na nich. Mam potrzebę pooglądać sobie nasze niemieckie góry. Brakuje mi wolnego. Tego, żeby zszedł ze mnie ten cały ciężar treningów i startów. Brakuje mi miłości. Jakiejś niewymuszonej troski. I nagle widzę jej postać. Idzie szybko, ubrana w swoje brązowe kozaczki i ten okropny płaszczyk, w którym jest taka urocza. Zrywam się i szybko podchodzę do niej. Zauważa mnie. Chce mi uciec, ale łapię ją za ramiona i przyciągam do siebie tak, by na mnie spojrzała.
- Nie uciekaj, proszę – patrzę na nią i nie mogę przestać się uśmiechać. Ale jej najwyraźniej nie jest do śmiechu.
- Marinus, ja naprawdę nie mam ochoty. Proszę – w końcu podnosi wzrok i widzę, że jest zmęczona i przerażona. Przytulam ją do siebie. Próbuje się wyrwać, ale nie pozwalam jej na to.
- Spokojnie. Jestem przy tobie – gładzę ją po głowie. – Nie musisz się bać, kiedy jestem obok.
- Ale będę się bać kiedy cię nie będzie – znowu płacze.
- Jak wrócę to się tobą zajmę, okej? – chcę, żeby była bezpieczna. – Mam twój numer jakby co.
- Skąd? – pyta zaskoczona.
- Od twojego taty.
- Marinus! – słyszę krzyk Andisia. Kiwam głową, że już idę.
- Trzymaj się mała – patrzę chwilę na jej usta i nie myśląc za wiele składam na nich delikatny pocałunek. Odrywam się od niej i idę do samochodu. W znacznie lepszym nastroju.


***


                *Richie*

                Od kiedy poznałem prawdę, czuję się jak wrak. Ja sam nie wiem dlaczego nie umiem tego puścić w niepamięć, zapomnieć o niej... Wiem, że to nie będzie takie łatwe. Ona nigdy nie wyleci mi z głowy. Po tym jak broniłem się od niej przez tyle czasu, nagle, gdy pozwoliłem jej zawładnąć moją głową, okazje się, że jest zwykłą kryminalistką. Nie rozumiem dlaczego jestem tak pechowy. Najpierw Carina, potem ona… Choć ona nie jest moja. Więc dlaczego ja poczyniam takie głębokie rozkminy? Nie Piątek! Nie będziesz o niej więcej myślał!
- Rysiek! – słyszę krzyk Andisia. Siedzę w naszej budce na skoczni i czekam na drugą serię.
- Co tak krzyczysz? – nie może powiedzieć ciszej?
- Stoję tu kilka minut, a ty nic. O co kuźwa chodzi?! Oboje z Wernerem zachowujecie się dziwnie. W sumie Marinus też.
- Domi lub jak kto woli Nina jest w więzieniu – wypalam. Jakoś nie chce mi się bawić w tajemnice.
- Nina?
- Nina Lange. To jej prawdziwe nazwisko. Handlowała narkotykami i jej brat przedawkował. Jej były facet siedział i teraz wyszedł i się mści.
- O kurwa! – siada na ławeczce z wrażenia. Patrzy się tempo w podłogę.
- No właśnie. A Werner z nią sypiał przez pół roku. A z Krausim nie wiem co się dzieje.
- Krausi został ojcem. Jego była przelotna znajomość, Laura, podarowała mu w prezencie synka.
- To się wszystko dzieje naprawdę?! – sam nie wierzę, że teraz to wszystko wychodzi na jaw. Czemu w naszej kadrze nie może być spokoju?
- Niestety. O mały włos bym stracił Soph. Matka chciała mi wesele ustawiać. Uciekła do domu rodzinnego i chciała mnie zostawić. Nie mówiłem jej tego, ale przeczytałem list, który mi zostawiła na łóżku po tym jak wyjechała. Pisała, że oddaje mi pierścionek, że chce żebym był szczęśliwy i żebym znalazł sobie odpowiednią kobietę, która go doceni bardziej niż ona… - łapie się za głowę. – I oddała mi pierścionek. Jak to czytałem, to prawie pękło mi serce. Co by było, gdyby rzeczywiście odeszła…
- Nie wiedziałem – mówię cicho. – Po zawodach piwo, co?
- Chyba wódka. Piwa tu nie uświadczysz…
- Może być i wódka. Byleby dużo i szybko…


***


                *Lizzie*

                Pocałował mnie! Czy to się dzieje naprawdę? Szczypię ramię od dwudziestu minut. Stoję oparta o drzwi, w płaszczu i kozakach, z szalikiem owiniętym wokół szyi. Jest mi gorąco. Ale nie wiem czy z wrażenia, czy z gorąca.
                Po kolejnych minutach otrząsania się postanawiam zdjąć ubranie. Idę w kapciach do kuchni i zaparzam sobie kawę. Nagle budzę się w smutnej rzeczywistości. Domi w więzieniu, Marinus leci do Rosji, tata też… Jestem zupełnie sama. Sama samotna. Przecież ten pocałunek nic nie znaczy. Nic mi nie obiecał. Może nigdy nie zadzwonić, poznać jakaś piękną Rosjankę i tyle go będę widzieć…
                Dzwonię do taty. Od kiedy pojechał na widzenie z Domi, nie rozmawialiśmy na jej temat. Muszę się dowiedzieć więcej. Jeden sygnał, drugi, trzeci, czwarty…
- Tak Liz? – och tato, cudownie, że pytasz jak się czuję!
- Masz chwilę? – pytam.
- Stało się coś?
- Co z Domi? – nie ukrywam o co mi chodzi.
- Dlaczego cię to interesuje? – pyta wkurzony.
- Bo mieszkam u niej?! Co ona takiego zrobiła, że wszyscy ją odtrąciliście?
- To nie rozmowa na telefon!
- Chcę wiedzieć!
- Mieszkasz u… - ktoś mu przerywa, bo słyszę czyjś głos. – Lizzie, muszę kończyć. Najlepiej będzie jak pojedziesz do niej i niech ci sama powie.
- Dobrze. Miłego lotu – wcale nie chcę być miła. Rozłączam się i po chwili wychodzę w znajome miejsce.
                Pod budynkiem więzienia panuje wyjątkowy ruch. Kilka radiowozów stoi pod wejściem. Przyglądam się tym ludziom i widzę Domi zakutą w kajdanki. A obok idzie mecenas. Podbiegam do niego i próbuję go złapać.
- Niech pan poczeka! – łapię go za ramię.
- Panna Schuster! – dziwi się na mój widok.
- Dokąd ją zabierają?
- Dzisiaj ma pierwszą rozprawę.
- Mogę z wami jechać? – widzę, że się waha, ale kiwa głową. Wsiadam do jego Mercedesa i jedziemy zaraz za radiowozem.


***


                *Domi/Nina*

                Widok Lizzie mi pomaga. Czuję się pewniejsza i wiem, że jednak mam do czego wracać. Mama i tata też pojawiają się na sali rozpraw. Siedzę przy ogromnej ławie, obok Montaga. Sędzia mówi coś przez cały czas. Nie mam ochoty tego słuchać. Na salę wchodzi kolejno trzech świadków i każdy mówi co pamięta. Nie chcę ich słuchać. Od razu mam przed oczami Maxa. Łzy spływają mi po policzkach. Ja naprawdę marzę żeby ten koszmar się już skończył.
- Panno Lange – sędzia prosi mnie, bym podeszła i złożyła zeznania. Patrzę na mecenasa. Kiwa głową, czym dodaje mi odrobinę pewności siebie. Poprawiam więzienną koszulę i podchodzę we wskazane miejsce. Zaraz będę musiała powiedzieć przed tymi wszystkimi ludźmi o tym kim jestem i co robiłam. Co zrobi Lizzie, gdy dowie się prawdy? Ja już naprawdę chcę się tego pozbyć. Biorę głęboki oddech i zaczynam.
                Pod koniec rozprawy słyszę, że następna jest wyznaczona na poniedziałek. Ponoć potrzebują jeszcze trochę świadków i dowodów. Mecenas nie ma wesołej miny, co nic dobrego nie wróży. Proszę go o chwilę rozmowy z Lizzie. Czeka w kącie, totalnie zszokowana tym co usłyszała. Dostaję 10 minut. Podchodzę do niej i już chce mi się płakać.
- Wiem, że teraz totalnie mną gardzisz… - zaczynam.
- Aż tak mi nie ufasz, że zataiłaś prawdę? – wyrzuca mi.
- Co byś zrobiła, gdybym powiedziała ci wszystko od razu?
- Potrzebowałabym czasu, ale przecież jesteś dla mnie jak siostra! Wiem, że już taka nie jesteś!
- Ja zwyczajnie chciałam zapomnieć o tym koszmarze…
- Uniewinnią cię i wrócimy do Ga-Pa i wszystko będzie dobrze.
- Nie będzie! Rysiek i twój ojciec mnie nienawidzą!
- Akurat o ojca tu chodzi… A Ryśkowi przejdzie. Daj mu czas. Widziałam go wczoraj. Wcale to po nim nie spłynęło.
- To wcale mnie nie pociesza… Nieważne.
- W poniedziałek też przyjdę. Wierzę, że wyjdziesz – mówi, a ja czuję, że rzeczywiście istnieje taka rzeczywistość.
- Do zobaczenia – podchodzi do mnie i przytula się.
- Trzymaj się Nina… - ledwo przechodzi jej to przez gardło.
- Domi. Proszę… - nie chcę używać tego imienia. Już przywykłam do Domi. Uśmiecha się lekko. Serio czuję się lepiej.
             
  
***


                *Richie*

                Siedzimy w samolocie powrotnym do Niemiec. Jestem niespokojny. Złość mi przeszła, ale nadal jestem zaniepokojony. Martwię się o nią. To chyba oczywiste. Dużo zrozumiałem. Dosłownie w chwilę. Wszyscy popełniamy błędy, ale wiem, że ona się zmieniła i nic więcej takiego nie zrobi.
                Werner też nerwowo się wierci na fotelu i co chwilę sprawdza telefon. On coś wie. Odpinam pasy i podchodzę do niego.
- Co z nią? – wie o kogo mi chodzi. Nie jest nawet zaskoczony.
- Dzisiaj o 12 ma rozprawę. Okaże się czy wyjdzie czy pójdzie siedzieć.
- Co jej grozi? – przełykam nerwowo ślinę. Nie chcę, żeby poszła siedzieć. Chcę żeby wyszła i była ze mną. Chcę się nią zająć.
- 6 lat albo 3 w zawiasach.
- Jadę prosto pod sąd – oznajmiam. Informuję Andreasa, żeby wziął do siebie moje rzeczy. Nie wysiedzę w mieszkaniu. Muszę ją zobaczyć.


***


                *Domi/Nina*

                Wyrok w zawiasach. Wolność. 3 lata pilnowania się. Ale wolność. Ciężar spada mi z serca. Ląduję w ramionach rodziców i Lizzie. Jestem szczęśliwa. Do pełni szczęścia brakuje mi Ryśka, ale to przecież niemożliwe. Ściskam dłoń mecenasowi. Uśmiecha się. W końcu on też coś wygrał. Kolejna wygrana sprawa.
                Ściągają mi kajdanki i prowadzą do pomieszczenia, w którym będę się mogła przebrać w prywatne ciuchy. Znowu zakładam swój t-shirt, spodnie i adidasy. Jakbym odżyła.
                Wychodzę z pomieszczenia i idę z rodzicami i Liz na zewnątrz. Jak dobrze odetchnąć świeżym powietrzem. Wdycham głęboko ten cudowny zapach. Rozglądam się i zamieram. Siedzi na ławce naprzeciwko wyjścia. Na mój widok podnosi się i niepewnie rusza w moją stronę. Ignoruję rodziców i Liz. Biegnę do niego i rzucam mu się w ramiona. Przytula mnie i nagle kompletnie się rozluźniam. Chyba już mam wszystko czego potrzebuję.
- Ryś – łzy lecą mi mimowolnie po policzkach.
- Jedziemy do domu. Już nic ci nie grozi – uspokaja mnie. Chwyta moją dłoń i idziemy do samochodu rodziców.
- Mamo, tato, poznajcie Richarda – jak ja mam go przedstawić? Przyjaciel? Bo przecież nie chłopak. – Mój…
- A czy to ważne? Przyjechał po ciebie – odzywa się mama, czym totalnie mnie rozwala. Czuję dłoń Ryśka na mojej talii. Zaznacza swój teren?
                Zapraszam rodziców do siebie, ale muszą odmówić. Muszą wracać do Hamburga, ale obiecują mnie odwiedzić niedługo. Lizzie zbiera się szybko do pracy i po chwili zostajemy z Ryśkiem sami w moim mieszkaniu.
- Nie sądziłem, że to wszystko się tak potoczy – zaczyna. Co mam ci odpowiedzieć? Że ja też?
- Przykro mi, że zmieniłeś o mnie zdanie. Choć dziwi mnie, że jeszcze nie zwiałeś stąd – chichoczę nerwowo.
- Nie mam ochoty stąd wiać – jego dłoń wędruje pod mój t-shirt. Oddech mi przyspiesza. Co z tobą? Przecież już nie raz facet cię dotykał. Ale chyba nigdy nie czułaś nic do tego faceta…
- Dlaczego? – zbieram się na odwagę i próbuję powiedzieć to zalotnie.
- Bo nie będę dłużej ukrywać, że zawróciłaś mi w głowie – dłonie wędrują coraz wyżej pod koszulką, a jego pełne usta delikatnie muskają skórę na szyi. Coraz wyżej. Kawałek po kawałeczku. – Szaleję za tobą… - szepcze. A ja już totalnie chcę się mu poddać. Wsuwam swoje dłonie w jego włosy i masuję je delikatnie. Jego usta delikatnie muskają moje. Chcę go już w tej chwili, ale on to widzi i specjalnie się ze mną drażni. – Nie skarbie… Nie tak szybko. Chcę żebyś miała rozeznanie jak się czułem przez ostatnie dni…
- Uwierz mi… Wcale mnie nie było łatwiej…
- Chodź – wysuwa swoje dłonie, które już prawie dotknęły moich piersi i chwyta moją dłoń. Idę za nim prosto do mojej sypialni. Jeju, Rysiek, dlaczego mnie tak torturujesz?! Stajemy obok mojego łóżka. Bez wahania wyrywam mu się i sadzam go na łóżku i siadam na jego kolanach.
- Tak się bawić nie będziemy – ponownie wpijam się w jego usta. Dużo zachłanniej. – Teraz ja ci pokażę jak się czułam przez ostatnie dni – pozbywam się jego koszulki i pcham do delikatnie na łóżko. 


***


Przez Święta troszkę mi wszystko się rozjechało, ale naprawdę się starałam :P
Od jutra TCS. Na samą myśl mam ścisk w żołądku <3

4 komentarze:

  1. To może ja zacznę tak:
    Nie miałam pojęcia że piszesz opowiadania :o W nocy przeczytałam to opowiadanie co Anna się zeszła z Wellim na koniec(nie pamiętam jak się nazywało)- było bardzo fajne, aczkolwiek to jest zdecydowanie lepsze :D
    Nie mam pojęcia czemu, ale 'Richie' przeczytałam jako 'Sophie' i takie dziwne trochę było, że ona siedzi w samolocie i jeszcze raz sprawdziłam i jednak Richie był xD
    Uwielbiam jak mówisz/piszesz na Welliego Andiś *.* Nie wiem czemu, ale to tak słodziutko brzmi :D
    Dziękuję za wątki Marinus-Lizzie i Soph-Andi ^^ U Soph i Welliego mi jedynie dziecka do szczęścia brakuje (ale mamusia się postara o to, aby tak nie było), a u tych pierwszych... Totalnie nie rozumiem Marinusa... Albo mam jakąś dziurę w głowie przez święta, albo nic nie pisałaś... Bo owszem, gadali na skoczni, ale... Nie ogarniam tego. Ani jego. Więc czekam na więcej <3
    Cieszę się że Domi wyszła i jej stosunki z Richiem się... Zmieniły :D Nie zrób teraz tylko tak (a ty komplikować akurat lubisz xD) że zrobisz dzieciaczka Wernerowi i Domi ;p Taka bomba z opóźnionym zapłonem, że przez to wszystko zapomniała o okresie xD No ale ja tam życzę im jak najlepiej, co by nie było! ;D
    Zapraszam do siebie, do Luśki na dwójeczkę:
    http://on-the-stairs.blogspot.com
    Czekam na kolejny! Szczęśliwego Nowego Roku!! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszę :) Ma ich kilka, ale tylko 3 są opublikowane i 4 kończę :P Dziękuję :p Też nieskromnie stwierdzam, że to jest dużo lepsze niż poprzednie :)
    Przyjęło mi się Andiś od kiedy go w TV zobaczyłam :P I został Andisiem, fioletową krową, itp :P
    Nie ma za co :P Bo Marinus to sam nie wiedział czego chce, a Liz taka płochliwa ;P Mimo tego co się wydarzyło na pewnej imprezie ;P
    Komplikowanie im życia to moje ulubione zadanie :P
    Zajrzę :D
    Może kolejny ukarzę się jeszcze w Sylwestra :P
    Ale jakby co, to Szczęśliwego Nowego Roku! :D :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Kochana.
    Rozdział naprawdę świetny.
    Jest pogodny bo w końcu wszystko zaczyna się układać
    Dobrze że Domi wyszła na wolność.
    Ocywiscie najbardziej się.cieszę z tego że Rysiu wszystko zrozumiał.
    Czekam z niecierpliwością jak potoczą się losy Lizzy i Marinusa.
    Buziaki ;*
    Ps. Przepraszam za krótki komentarz następnym razem będzie lepiej. Zapraszam do mnie na nowy rozdział do Gregora i Sophie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :D
      Cieszę się, że się podoba :D
      Ale nie byłabym sobą, gdybym nie zamieszała, więc to chwilowy spokój :P
      Pozdrawiam :*

      Usuń

Jeśli Czytacie, a Chcielibyście zostawić komentarz, zapraszam.
Będzie mi bardzo miło :))
© Agata | WS | x x.